Nasz pokojowy wybór okaże się zwycięski | ||
Luigi Geninazzi, Avvenire, 11 lutego 2011 | ||
"W ciągu ostatnich dni widziałem urzeczywistnianie się tego, o czym zawsze marzyłem: wolności, tolerancji, przyjaźni między chrześcijanami i muzułmanami". To doświadczenie Waela Farouqua, 37-latka, wykładowcy języka arabskiego na American University w egipskiej stolicy, pomysłodawcy "Meeting w Kairze", inicjatywy kulturalnej wzorowanej na Meetingu Comunione e Liberazione w Rimini. Wael jest typowym przedstawicielem ruchu sprzeciwu, który narodził się 25 stycznia. Wczoraj też był na placu Tahrir, miejscu-symbolu rewolty. "Trwają tu ciągłe spotkania osób, które zdecydowały, by skończyć z kłamstwem tego nieliberalnego reżimu", mówi. Profesorze Farouq, wasza walka jeszcze nie zakończyła się sukcesem, Mubarak zdaje się opierać... Nasze racje i pokojowy, pozbawiony przemocy sposób, w jaki je przedstawiamy, to słuszna droga i dlatego zwyciężymy. Ale uwaga, nie chciałbym, żeby to zwycięstwo było tylko symboliczne. Zawsze domagaliśmy się ustąpienia reżimu, a nie tylko jednej osoby. Myśli Pan o roli wojska? Mówi się o podziałach w rządzie, o wojskowym zamachu stanu. Na razie wiadomości są jeszcze niejasne i niepewne, czekamy. Jedno jest pewne - nigdy nie zaakceptujemy rządu wojskowego. Niektórzy boją się, że władza wpadnie w ręce islamskich integrystów. W to kazała wierzyć propaganda rządowa. Tymczasem Bractwo Muzułmańskie jest mniejszością w ruchu sprzeciwu, który narodził się spontanicznie wśród młodych ludzi z klasy średniej: intelektualistów, studentów, wykładowców, lekarzy, prawników; do nich dołączyli się ludzie z klas mniej zamożnych i marginalnych. To milcząca większość zdecydowała, że chce, by jej głos został usłyszany, to obywatelski zryw, domagający się wolności i sprawiedliwości społecznej. Niektórzy sądzą, że Mubarak hamował integrystyczne zapędy i chronił chrześcijańską mniejszość w Egipcie. Zgadza się Pan z tym? Absolutnie nie. Akty przemocy wobec chrześcijan stały się częstsze w ciągu ostatnich lat. O odpowiedzialność za noworoczną rzeź w koptyjskim kościele w Aleksandrii został oskarżony były minister spraw wewnętrznych. Prawda jest taka, że reżim Mubaraka zawsze próbował pogłębiać podziały między chrześcijanami i muzułmanami. Od kiedy zaczęła się rewolta, wprost przeciwnie, oddychamy atmosferą jedności. Na placu Tahrir chrześcijanie w pewnym momencie zaczęli odmawiać modlitwę, co zostało przyjęte z entuzjazmem przez muzułmanów, którzy przysłuchiwali się czytaniu z Pisma Świętego z uwagą i szacunkiem. To się nigdy przedtem nie zdarzyło. Jak ocenia Pan reakcje rządów państw zachodnich na protesty, które wybuchły w Egipcie? To po prostu wstyd. Aż dotąd nikt nie znalazł słów na potępienie reżimu, tylko nieliczni uznali prawo Egipcjan do wolności. Na Zachodzie dyskutuje się o niemożności współistnienia islamu i demokracji. Tymczasem my w Egipcie musimy ze smutkiem przyjąć do wiadomości niezgodność naszych oczekiwań demokratycznych i Zachodu. A co zdarzy się teraz? Rewolucja nie może być przeprowadzona do połowy. Kiedy tylko Mubarak odejdzie, zdecydujemy, co robić. Ale na nowych, demokratycznych zasadach, a nie skrępowani prawami obowiązującymi podczas ciągłego stanu wyjątkowego. |
||
wydrukuj | wyślij link |