Egipt. Fattah Hasan (Bractwo Muzułmańskie): Potrzebujemy rządu jedności narodowej |
||
Il Sussidiario.net, 4 lutego 2011 | ||
"Bractwo Muzułmańskie jest gotowe przyznać Stanom Zjednoczonym rolę negocjatora między egipskimi partiami politycznymi". Są to słowa wypowiedziane przez Abdela Fattaha Hasana, deputowanego i ważnego przedstawiciela Bractwa Muzułmańskiego, zanim jeszcze jego ugrupowanie polityczne zostało wykluczone z Parlamentu w grudniu ubiegłego roku. Fattah, były imam Rzymu, podczas specjalnego wywiadu dla ilsussidario.net podkreśla, że reszta partii podziela jego zdanie, i wyjaśnia: "Dla nas Stany Zjednoczone nie są Wielkim Szatanem, nie demonizujemy narodów". Egipski polityk, który wczoraj musiał schronić się w bezpiecznym miejscu po tym, jak uzbrojone bandy popierające Mubaraka zmusiły go do opuszczenia placu Tahrir, stwierdza jeszcze: "jest niemożliwe, żeby nawet w przyszłości Bractwo Muzułmańskie zdobyło większość w Egipcie, jesteśmy świadomi bycia zaledwie jedną z 18 partii działających w naszym kraju". Co do imama Al-Azhar, szejka Ahmeda El-Tayeba, głównego przywódcy sunnitów w Egipcie, zauważa: "Wezwał obywateli egipskich, by nie brali udziału w manifestacjach, ale nie powiedział ani słowa do przedstawicieli reżimu, żeby przestrzec ich przed topieniem protestów we krwi". Czcigodny Fattah, jeśli egipskie partie nie znajdą porozumienia, podtrzymuje Pan, że Stany Zjednoczone mogłyby odegrać rolę mediatora? Bractwo Muzułmańskie jest gotowe przyznać Stanom Zjednoczonym rolę negocjatora między egipskimi partiami politycznymi w przypadku, gdyby te nie doszły do porozumienia. Narody miewają zbieżne interesy i jeśli ktoś ma pomysł na dobrobyt i harmonię w moim kraju, nie wiem dlaczego miałbym go nie przyjąć. Jeśli więc Stany Zjednoczone są w stanie przedstawić propozycje na rzecz zgody narodowej w Egipcie, dla nas nie ma absolutnie problemu. Odnosi się to nie tylko do Stanów Zjednoczonych, ale także do Włoch i innych krajów europejskich. Demonizowanie innych narodów jest obce naszej kulturze, dla nas Stany Zjednoczone nigdy nie były Wielkim Szatanem. Co najwyżej możemy potępić zachowania, ale nigdy osoby, a tym bardziej nie całe narody. To Pańska prywatna opinia czy zdanie całego Bractwa Muzułmańskiego? W naszej partii jest jeden wspólny plan działania i jedno rozumienie tego, co dzieje się teraz w Egipcie. Nie ma wśród nas podziałów. Jeśliby Bractwo Muzułmańskie zdobyło w Egipcie większość, co bylibyście gotowi powierzyć Mohammedowi El-Baradei, co chrześcijanom, a co wojsku? Nigdy nie zdobędziemy większości w naszym kraju. W Egipcie jest 18 partii politycznych, do których niedługo dołączy jeszcze osiem. Żeby nie wspomnieć o innych ugrupowaniach natury religijnej i świeckiej. Mapa polityczna naszego kraju jest dla nas jasna, jesteśmy świadomi tego, że nie możemy przesadzać opisując naszą siłę. Zresztą przy każdej okazji powtarzamy: "Nie jesteśmy i nie będziemy Egiptem". Jesteśmy zaledwie jedną z frakcji, jednym kolorem tęczy, częścią naszego drogiego narodu. Właśnie dlatego szanujemy inne partie, muzułmanów i chrześcijan, osoby duchowne i świeckich. Zresztą w zdrowym kraju żadna z sił nie powinna przejąć całej władzy, należy rozdzielić ją pomiędzy różnych aktorów politycznych, inaczej niż robiła przez ostatnich 30 lat partia Mubaraka. Czy to prawda, że imam Al-Azhar odradzał Egipcjanom branie udziału w manifestacjach? Tak, jako pełniący oficjalną funkcję w państwie starał się uspokoić sytuację. Powinien był jednak zwrócić się w tym samym czasie do prezydenta Mubaraka żądając, by nie używał przemocy przeciwko manifestantom, unikał rozlewu krwi i nie zabijał niewinnych ludzi. Protestujący wyszli na ulice w pokojowych zamiarach, żeby wyrazić swoje opinie w obywatelski sposób. Dlatego też, z całym szacunkiem dla imama Al-Azhar, powinien on był skierować swoją prośbę o spokój do obu stron sporu. Tymczasem zaadresował ją wyłącznie do manifestantów, którzy wyszli na ulice nieuzbrojeni, a nie zażądał od reżimu cofnięcia się przed rzezią. Jeśli Mubarak zostanie obalony, w Egipcie zacznie się wendetta? Naszym celem nie jest wygnanie Mubaraka z kraju. Chcemy tylko, żeby podał się do dymisji, tak by jego uprawnienia przeszły na wiceprezydenta Omara Sulejmana. Po tym, jak pojawiły się ofiary policji, manifestanci nie są już skłonni dać szansy Mubarakowi. Nadszedł więc moment, kiedy powinien on wycofać się ze sceny politycznej. Wszystkie partie będą mogły rozmawiać z Sulejmanem o kolejnym etapie: poprawkach do Konstytucji i rządzie jedności narodowej. Należy też utrzymać rolę wojska, na którym spoczywa nadzór nad przestrzeganiem Konstytucji. Jeśli Mubarak poda się do dymisji, udzielimy mu naszego pełnego przebaczenia, bo, jako że przez 30 lat był symbolem naszego państwa, nie chcemy go upokarzać pod koniec jego życia. Czyli żadnych procesów politycznych? Nie, postawieni przed sądem byliby tylko ci, którzy korzystali z reżimu, by szerzyć korupcję i fałszować dostarczane prezydentowi informacje. Jako pierwszy były minister spraw wewnętrznych, który kazał ewakuować ulice, co wywołało chaos, i były minister turystyki, symbol korupcji w naszym kraju. Jeśli trybunały ich uniewinnią, zaakceptujemy ten wyrok. Czy Bractwo Muzułmańskie opowiada się za szariatem? Szariat znaczy dosłownie "droga", droga, która prowadzi do społecznego rozwoju i do uznania godności człowieka. Nie tylko Koran, ale i Ewangelia, i Stary Testament mówią o tych wartościach. Mówienie o "szariacie islamskim" oznacza utrzymywanie, że "Koran jest słuszną religią". Ta słuszna religia kładzie zawsze nacisk na rozwój ludów i społeczeństw. W każdym razie jesteśmy za stopniową reformą prawa, a nie za nagłymi zmianami. Co odpowiada Pan, gdy łączy się was z Al-Kaidą? To samo, co powiedziałem po 11 września 2001, kiedy byłem imamem Rzymu, podczas kazania w Teatrze Parioli: "Kto zabija jednego człowieka, zabija całą ludzkość". Bractwo Muzułmańskie to nie Al-Kaida, nie bin Laden, nie al-Zawahiri. Świadczy o tym fakt, że Al-Kaida oskarżyła nas o degenerację i wyrozumiałość wobec reżimów totalitarnych. I to dlatego, że, ich zdaniem, powinniśmy walczyć z Mubarakiem nie siłą słowa, ale bronią. Bin Laden i al-Zawahiri nigdy nie będą nas reprezentować, tak jak nie reprezentują prawdziwego islamu. (Pietro Vernizzi) |
||
wydrukuj | wyślij link |