Egipt. List Mikawiego:
Nasza jedność rzuca wyzwanie Stanom Zjednoczonym i dwulicowości Mubaraka
Il Sussidiario.net, 3 lutego 2011

Chrześcijanie i muzułmanie wyszli razem na ulice we wtorkową noc, żeby ramię w ramię bronić kościołów i meczetów przed rabusiami. To świadectwo tego, że, mimo trudności wczorajszego dnia, rewolucja w naszym kraju już zwyciężyła, bez względu na jej polityczne konsekwencje, które na razie trudno przewidzieć.

Wyznawcy islamu i koptowie od piątku pracują jeden obok drugiego, aby zapewnić bezpieczeństwo w stolicy pozbawionej policji. Rzeczywistość dzisiejszego Egiptu jest właśnie taka, niezależnie od wymysłów, że Bractwo Muzułmańskie miałoby dążyć do przejęcia władzy. Jeśli ta sytuacja jest wynikiem protestów, to znaczy, że w zaledwie siedem dni udało nam się dokonać w kraju olbrzymiej zmiany. Zdaniem niektórych zachodnich komentatorów, Stany Zjednoczone powinny odegrać rolę pośrednika między egipskimi partiami politycznymi, żeby zagwarantować pokojowe przeprowadzenie zmian.

W rzeczywistości Stany Zjednoczone mają zawsze wzrok skierowany w przyszłość i dlatego w obecnej sytuacji zachowują się w stosunku do Egiptu bardzo ostrożnie. Wiedzą, że nasz kraj jest tygrysicą, ale nie wiedzą, kto za kilka dni jej dosiądzie. Dlatego też moglibyśmy zaproponować, żeby wszystkich Egipcjan, jednego po drugim, wysłać do Stanów - otrzymaliby tam modelową edukację i potem zostali odesłani z powrotem do kraju.

Nie byłaby to jednak edukacja tak skuteczna jak ta, którą można zdobyć w ostatnich dniach na ulicach Kairu i innych miast egipskich, gdzie chrześcijanie i muzułmanie wspólnie starają się bronić swojej własności. Nie boimy się Bractwa Muzułmańskiego, bo wiemy, że nawet jeśli lubią przedstawiać się jako bohaterowie, ich wpływ na społeczeństwo jest w dużej mierze wymysłem Mubaraka.

Rząd egipski wykorzystuje Bractwo Muzułmańskie, żeby mówić o tym, jak wkrótce przejmie ono władzę i zmieni nasz kraj w państwo islamskie. W ten sposób Mubarakowi udawało się w przeszłości zdobywać poparcie Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, a także Włoch. Dalej próbuje straszyć, żeby przekonać nas do poparcia reżimu.

We wtorek w nocy, tuż po wystąpieniu Mubaraka, zdecydowaliśmy, my manifestujący, przeciwstawić się rządowi. Z sześciu żądań protestujących prezydent wypełnił w rzeczywistości tylko cztery: zmienił rząd, obiecał zmiany w Konstytucji, zagwarantował, że wybierze odpowiednie osoby, które będą rządziły państwem po nim i rozpoczął dialog z opozycją. Dwa pozostałe żądania dotyczyły jego dymisji i zniesienia stanu wyjątkowego.

Jeśli przeanalizujemy jego wypowiedź, okaże się, że odwołał się przede wszystkim do emocji. Wielu młodych Egipcjan wzruszyło się, widząc 80-latka, który dramatycznym tonem mówił: "Wiele się nauczyłem od tych młodych i zapewnię tym godnym szacunku osobom ich prawa. Jedyne, czego sobie życzę, to móc umrzeć w swoim kraju jak prawdziwy Egipcjanin".

Jego słowa bardzo poruszyły egipską opinię publiczną i osiągnęły swój cel, dzieląc ją. Jeśli jednak odczytamy je w zgodzie z rozsądkiem, a nie tylko emocjonalnie, musimy zadać sobie pytanie, dlaczego Mubarak pozostał u władzy przez 30 lat za sprawą nieprawidłowych wyborów i dlaczego nie wyznaczył wiceprezydenta (przynajmniej do końca zeszłego tygodnia, jak przewiduje Konstytucja).

Także język używany przez Mubaraka dowodzi, że prezydent, mimo protestów, wcale się nie zmienił. Faktem jest, że sądziliśmy, iż ustępstwa, na jakie poszedł Mubarak, wystarczą do otwarcia dialogu z rządem. Tymczasem nasi przedstawiciele zostali, ku swemu zdziwieniu, zaatakowani wczoraj o świcie przez uzbrojone w noże i kamienie osoby, które przyjechały na plac Tahrir na koniach i wielbłądach.

Plac natychmiast przeistoczył się w pole bitwy, z dwiema walczącymi stronami - za i przeciwko Mubarakowi. Wśród jego zwolenników, oprócz wielu osób, które robią to z przekonania, liczni są także ci, którzy czerpali korzyści z korupcyjności reżimu. Nie chcą, żeby Mubarak odszedł, bo wtedy nie miałby kto ich kryć. Jako sędzia wiem, że wielu z nich powinno stanąć przed sądem.

Jeśli ktoś pyta mnie o to, co zdarzy się w Egipcie w najbliższych dniach, odpowiadam, że w naszym kraju w ciągu tygodnia zmieniło się wszystko. Nawet jeśli wiele partii politycznych i sam Mohammed el-Baradei ogłosili, że to przyszły piątek będzie decydującym dniem dla naszej przyszłości. Dlatego też wszyscy oczekujemy piątku, żeby zobaczyć, co się wydarzy, nawet jeśli nie potrafimy wyobrazić sobie w żaden sposób, co będzie się działo dziś po południu lub jutro.

Muszę dodać, że setki tysięcy osób, które wyszły na plac w proteście przeciwko Mubarakowi, są wspierane przez ogromną liczbę Egipcjan. Wszystkich łączy nienawiść wobec fanatyzmu religijnego i pragnienie świeckiego państwa, w którym byłoby miejsce dla wszystkich.

(spisał Pietro Vernizzi)

wydrukuj   wyślij link