MONICA
MAGGIONI.
Dobry wieczór wszystkim. Dzisiejszego wieczoru, gdy podejmujemy
próbę wspólnego zmierzenia się z tym dość złożonym
zagadnieniem, towarzyszy nam wszystkim trochę emocji. Tytuł
obecnego spotkania brzmi: „Wybór Abrahama i wyzwania
współczesności”. I nade wszystko spróbujemy to uczynić w
sposób szczególny, w sposób, który zrodził się z dialogu
pomiędzy trzema przyjaciółmi, którzy zgodzili się podjąć to
naprawdę wielkie wyzwanie: zmienić sposób opowiadania, stawiając
jednak w centrum sprawy, o których się mówi, myśli i słyszy.
Spróbujmy więc wspólnie przebyć tę drogę. A zatem zacznijmy
opowiadać.
ABRAHAM
I NARODZINY LUDZKIEGO „JA”
Pierwszy
głos.
„Pan
rzekł do Abrama: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego
ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki
naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz
się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie
błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja
będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały
błogosławieństwo ludy całej ziemi»”
(Rdz
12, 1–3).
Drugi
głos.
„Uderzające
tutaj jest to, iż najbardziej realistyczny plan dotyczący życia
Abrahama nie jest jego, ale jest planem Kogoś Innego. Ten zaś, gdy
zostanie zaakceptowany w swoim pierwotnym wyrazie, musi następnie
zostać zweryfikowany w czasie. I tak oto Abraham doświadcza
bliskości z tą Obecnością, która go pociągnęła i powiodła
daleko od domu, w epizodzie pod dębami Mamre (Rdz 18), w którym
tajemnicza Postać stanie się gościem, którego trzeba będzie
nakarmić i mu usłużyć, w cieniu drzewa, w «najgorętszej
godzinie dnia»”
(L. Giussani,
Alla ricerca del volto umano,
BUR,
Milano 2007, s. 24).
Trzeci
głos.
„Rzecz
w tym, aby ludzka istota najpierw stała się kimś realnym, by
następnie móc oczekiwać, iż otrzyma orędzie od kogoś
nadprzyrodzonego; a to znaczy, że trzeba mówić własnym głosem (a
nie zapożyczonym od kogoś), należy wyrażać swoje prawdziwe
pragnienia (nie zaś nasze wyobrażenia co do pragnień), zarówno w
tym, co dobre jak i złe, bez żadnej maski, zasłony czy postaci”.
„Jak bogowie będą nas mogli spotkać twarzą w twarz, dopóki
nie odsłonimy przed nimi naszych twarzy?”
(C.S. Lewis, Lettera
a un lettore).
MAGGIONI.
Usłyszeliśmy słowa z Księgi Rodzaju, słowa księdza Giussaniego
i Lewisa. Josephie Weilerze, wyjdźmy od tego: od Abrahama mającego
związek z narodzinami ludzkiego „ja”.
JOSEPH
H.H. WEILER.
Dla mnie wydarzenie Abrama, czy też Abrahama, stanowi swoistą
rewolucję. A raczej trzy rewolucje. Zacznę od pierwszej. Nie
zgadzam się, księże Carrónie, z tym, że wtedy Bóg interweniuje
w historii po raz pierwszy. Miała miejsce powódź; Bóg rozmawiał
z Adamem. Rozmawiał też z Kainem, któremu powiedział: „Krew
twego brata głośno woła ku Mnie z ziemi”. Rozmawia też z nami.
Bóg już przemówił. Lecz owa pierwsza rewolucja w Abrahamie
przejawia się w sposobie konwersacji między Bogiem a człowiekiem.
Stąd kluczowym dla mnie słowem jest Przymierze.
Bóg oferuje
– a nie narzuca
– Abrahamowi Przymierze. I to jest to pierwsze Przymierze. A
dlaczego tak usilnie podkreślam to, że Przymierze jest takie ważne?
Na Przymierze bowiem składają się dwie części, obie niezależne.
„Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca”, to nie
nakaz, to propozycja: „Proponuję ci wyjście, proponuję ci ziemię
obiecaną, ale to ty musisz zdecydować”. Ta natura Przymierza,
czyniąca drugiego odpowiedzialnym, wobec której musi on podjąć
osobistą odpowiedzialność, nie jest jakimś posłuszeństwem –
jest akceptacją ze strony człowieka, stworzonego na obraz Boga,
mającego jednak możliwość powiedzenia Bogu „nie”. I
faktycznie, kiedy Bóg zwraca się do Abrama: „Wyjdź z twego
kraju”, oczekuje z pewną dozą niepokoju na to, jaka będzie
odpowiedź Abrahama. I to jest ta pierwsza rewolucja: nie tyle sam
fakt rozmowy z człowiekiem, ale charakter rozmowy pomiędzy dwoma
suwerenami.
MAGGIONI.
Jest to już zatem jakiś krok do przodu.
KSIĄDZ
JULIÁN CARRÓN.
Otóż to, to właśnie w Abrahamie po raz pierwszy wyłania się owo
ludzkie „ja” zdolne do udzielenia odpowiedzi. Albowiem owa bliska
więź z człowiekiem, którą Bóg zapoczątkował przez fakt jego
stworzenia, została zerwana – stworzenie przestało akceptować
relację ze swym Stwórcą. Stąd też w pewnym momencie Bóg na nowo
zechciał powrócić do relacji z człowiekiem, który oddalił się
od Niego. Będąc w pełni świadom, że tak powiem, potrzeby relacji
uznanej i przeżywanej z Nim, aby człowiek mógł się w pełni
zrealizować, Bóg powziął nieprzewidywalną inicjatywę: zechciał
ponownie zainterweniować, wkraczając w historię i powołując
człowieka, Abrahama, aby na nowo obudzić w nim jego „ja”, aby
go w pewien sposób zrodzić. I to jest właśnie propozycja
Przymierza, które faktycznie przyczynia się do powstania ludzkiego
„ja”, będącego w stanie odpowiadać Bogu, świadomego swej
nieredukowalnej wyjątkowości i swego zadania w historii; oto
właśnie pytanie o owo „Ty”, które rodzi ludzkie „ja”
zdolne do udzielania odpowiedzi. I to jest właśnie to, co zdumiewa
w historii Abrahama: ponieważ jak powiedział profesor Giorgio
Buccellati, człowiek Mezopotamii nie potrafił zwracać się na „ty”
do fatum,
do przeznaczenia. Ale to, że ludzkie „ja” jest w swej istocie
relacją z jakimś „ty” – jak uczy nas historia Przymierza –
jest czymś, co możemy stwierdzić, patrząc na podstawowe
doświadczenie ludzkie każdego człowieka, bez konieczności
wyobrażania sobie, co działo się w czasach Abrahama. Znakomicie
wyrażają to słowa pewnego włoskiego piosenkarza: „Nie ma mnie,
kiedy nie ma ciebie, i pozostaję tylko sam ze swoimi myślami”
(Vorrei,
słowa i muzyka:
F. Guccini). Bez „ty” życie ulega osłabieniu i wszystko staje
się przewidywalne. Bez Przymierza, bez dialogu z „Ty”, w
zasadzie nic już nie jest nieprzewidywalne, zostajemy przygwożdżeni
przez to, co przewidywalne, jak przydarzyło się to najpierw
mieszkańcom Mezopotamii, a następnie Grekom. Musimy się zatem
zadowolić, jak powiadał Ajschylos: „Żaden śmiertelnik nie
powinien wzniecać myśli, które wykraczałyby poza jego śmiertelną
kondycję”. Tymczasem Bóg, powołując Abrahama, wydobywa z niego
całe jego ludzkie pragnienie, aby mógł przystać na propozycję
Przymierza, przeczuwając od samego początku płynące z niego dla
człowieka korzyści. A to nie jest nade wszystko problem etyczny:
dotyczy bowiem samej natury ludzkiego „ja”. Bez owego „Ty”,
bez Przymierza, „ja” nie jest naprawdę sobą.
WEILER.
Zgadzam się z tym. I według mnie tak należałoby również
interpretować Ziemię Obiecaną; ona nie jest tylko terytorium:
„Ziemia Obiecana” jest innym sposobem życia, innym rodzajem
odpowiedzialności, innym rodzajem relacji między ludźmi oraz
pomiędzy ludźmi a Bogiem. Czy możemy przejść do dwóch
pozostałych rewolucji?
MAGGIONI.
Oczywiście! Także dlatego, że są to rewolucje, które wiążą
się ściśle z postacią Abrahama: jest on wyobrażeniem zerwania
relacji. Od tego zaczyna się z pewnością inny rodzaj drogi: widać
to na przygotowanej na Meeting wystawie o Abrahamie i rozumie się
to,
czytając teksty.
WEILER.
Jak powiedział ksiądz Carrón, protagonistą pierwszej rewolucji
nie jest Abraham – jest nim Bóg, który oferuje relację niemal na
równych zasadach. „Zapraszam was!”. Jak powiadał Jan Paweł II:
Bóg „staje się propozycją, a nie kimś, kto się narzuca”. Ale
oto kolejne rewolucje. Bóg postanowił zniszczyć Sodomę i Gomorę.
Czytam:
„Czy mam zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić? Wszak z
Abrahama na pewno wywodzić się będzie wielki i potężny naród, i
przez niego będą błogosławione wszystkie narody ziemi. Wybrałem
go bowiem, aby nakazał synom swoim i domowi swemu po sobie strzec
drogi Pana, aby zachowywali sprawiedliwość i prawo, tak iżby Pan
mógł wypełnić względem Abrahama to, co o nim powiedział” (Rdz
18, 17–19). Jest to propozycja rewolucyjna, ponieważ do tego
momentu Bóg nie przygotował Abrahama, nie dał mu prawa, nie
nauczył go moralności. Moralność, wrażliwość etyczna są
zakorzenione w rozumie, który jest częścią ludzkiej natury. To
jest właśnie rewolucyjne: cztery tysiące lat przed Immanuelem
Kantem istnieje już coś wewnętrznego, co odznacza się etyczną
wrażliwością sprawiedliwego działania, nie będąc nawet
pouczanym przez Boga. To jest coś, co stanowi część bycia
człowiekiem. I to jest ta druga rewolucja.
Trzecią jest Abraham w całej swej wielkości. Kiedy więc Bóg
mówi: „Mam zamiar zniszczyć Sodomę i Gomorę”, Abraham nie
odpowiada: „Tak, oczywiście, Panie”; Abraham pyta: „Jak to
możliwe? «Może w tym mieście jest pięćdziesięciu
sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto
i nie przebaczysz mu przez wzgląd na owych pięćdziesięciu
sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? (…) Czyż Ten, który
jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić
niesprawiedliwie?»” (Rdz 18, 24–25). Dlaczego jest to
rewolucyjne? Ponieważ do tej pory, jeśli Bóg coś mówił, to
oznaczało, że ta sprawa sama w sobie była słuszna [sprawiedliwa].
Tymczasem tu dokonuje się kopernikański przewrót sprawiedliwości:
„Jeśli
to nie jest sprawiedliwe, to nie może pochodzić od Boga”. Coś
podobnego nie miało dotąd miejsca w naszej cywilizacji. I tu
objawia się Abraham w całej swej pełni…
KS.
CARRÓN.
Dlaczego po raz pierwszy na scenie świata wydarza się coś, co
nigdy dotąd się nie wydarzyło? Oto pytanie, na które należy
udzielić odpowiedzi. Owa nowość wydarza się jako konsekwencja
pewnego wydarzenia historycznego, to znaczy wkroczenia w historię
Tajemnicy, jak już wspomniałem wcześniej. Człowiek w swej
konstytutywnej strukturze istniał już przed Abrahamem; ale, jak
mówi ksiądz Giussani, to, co jest w człowieku jako struktura, jako
potencjał, wyłania się i realizuje dopiero wskutek prowokacji.
Istniała zatem potrzeba odpowiedniej prowokacji, aby mogło ujawnić
się całe pragnienie sprawiedliwości, jakie było w człowieku
Abrahamie, i aby on mógł wejść w dialog z Bogiem, pytając Go o
rację Jego działań. Trzeba było, aby najpierw ujawniła się w
pełni owa zdolność ludzkiego „ja”, która jako potencjał
przynależy do ludzkiej struktury. Ale w tym celu potrzebne było
jakieś „ty”, interwencja tego „Ty”. Jak to widzimy w
doświadczeniu dziecka, które potrzebuje czyjegoś „ty” – „ty”
matki – aby przebudziła się jego świadomość siebie. Bez „ty”
nie ma „ja”.
WEILER.
Przychodzi mi do głowy taka trochę fantazyjna myśl, że Bóg,
zanim powiedział: „Abrahamie, mam zamiar zniszczyć Sodomę i
Gomorę”, postanowił wystawić go na próbę. Bóg oczekuje i
myśli: „Zobaczymy, co powie Abraham. Jeśli się zgodzi, jeśli
powie: «Tak, tak. Ty tak mówisz: śmiało, dokonaj tego!»”.
Natomiast Abraham w swej zuchwałości odpowiada: „Czyż Ten, który
jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić
niesprawiedliwie?”.
I
właśnie w tym momencie, tak sobie to wyobrażam, Bóg uśmiecha się
i mówi: „Otóż to, takiego go właśnie chciałem, takim go
chciałem”.
KS.
CARRÓN.
Zdumiewa mnie przyglądanie
się,
jakiego typu człowieczeństwo wyłania się wskutek interwencji Pana
Boga. W dialogu Przymierza między „Ty” Boga i jego „ja”
widzimy, jak uwalnia się cała potęga pragnienia Abrahama. I w taki
to właśnie sposób wyłania się ów szczególny rodzaj człowieka,
który wraz z rozwojem historii rodzi się z Abrahamem. To, iż
Psalmista mógł powiedzieć: „Boże, mój Boże mój, szukam
Ciebie, / i pragnie Ciebie moja dusza, / ciało moje tęskni za Tobą,
/ jak zeschła ziemia / łaknąca wody” (Ps 63, 2), pomaga nam
zrozumieć, jakiej prowokacji musiał doświadczyć Abraham, aby w
jego ludzkim „ja” mogło obudzić się takie pragnienie. By móc
powiedzieć „ja” z tą świadomością relacji, która stawia
fundamenty pod „ja”; by zostać przebudzoną do takiego stopnia,
natura ludzka musi stanąć w obliczu właściwej prowokacji.
WEILER.
W pełni się z tym zgadzam.
OSŁABIENIE
LUDZKIEGO „JA”
MAGGIONI.
Otóż to, to jest właśnie prowokacja: jest nią pojawienie się
takiej świadomości „ja”. Jednakże, jak mówił ksiądz Carrón,
ta świadomość nie jest „na zawsze”. Nie jest ona rezultatem,
który raz osiągnięty posiada swą rzeczywistość, od której już
nie odstąpi. Wręcz przeciwnie, jest to rzeczywistość, która
nieustannie się dzieje, którą należy odbudowywać w każdej
chwili…
KS.
CARRÓN. W
pewnym momencie Izajasz powiada: „Ku
Twemu imieniu i pamięci o Tobie zwraca się wszelkie nasze
pragnienie” (por.
Iz 26, 8). Jakiej fascynacji musiał doświadczyć człowiek w
obliczu owej Obecności, aby powiedzieć: „Ku Tobie zwraca się
wszelkie moje pragnienie”!
MAGGIONI.
A jednak… Mówisz: „Jakaż fascynacja…!”. My jednak czasami
owej fascynacji zdajemy się nie słyszeć, nie widzieć, nie
potrafimy już jej uchwycić. I to jest właśnie ów moment, w
którym mamy poczucie utraty ludzkiego „ja”.
Pierwszy
głos.
„Swego
czasu bardzo szybko stawaliśmy się dorosłymi. (…) [Dzisiaj ma
miejsce nieustanny bieg ku niedojrzałości. Swego czasu] Za wszelką
cenę młody człowiek stawał się dojrzały. (…) [Dzisiejsi
młodzi ludzie] nie wiedzą, kim są (…). Wolą pozostawać bierni
(…). Żyją ogarnięci jakimś tajemniczym odrętwieniem. Nie
kochają czasu. Ich jedynym czasem jest szereg momentów, które nie
łączą się w jakąś całość [w łańcuch] ani nie składają
się na historię”
(P. Citati, Questa
generazione che non vuol crescere mai,
„La Repubblica”, 2 sierpnia 1999 r., s. 1).
Drugi
głos.
„Raną
stała się nuda, niezwyciężalna nuda, nuda egzystencjalna, która
zabiła czas i historię, pasje i nadzieje. Nie widzę słodyczy w
ich oczach. (…) Widzę oczy osłupiałe, zdumione, oszołomione,
uciekające; spragnione bez pragnienia, pożądliwe bez pożądliwości,
samotne w tłumie, który je pochłania. Widzę oczy zdesperowane
(…),
odwieczne dzieci (…),
desperackie pokolenie (…), które idzie naprzód (…). Starają
się wydostać z owej plastikowej pustki, jaka ich osacza i tłamsi.
Ich jedyny ratunek znajduje się w ich sercach. My zaś możemy tylko
patrzeć na nich z miłością i drżeniem”
(E. Scalfari, Quel
vuoto di plastica che soffoca i giovani,
„La Repubblica”, 5 sierpnia 1999 r., s. 1).
„Któż
byłby w stanie wyobrazić sobie, iż owa długa parabola czasu, od
humanizmu i renesansu – zrodzona z zamiarem potwierdzenia tego, co
ludzkie – która doprowadziła nas aż do tego momentu, mogłaby
się przerodzić w takie odrętwienie i taką egzystencjalną nudę?”
(J. Carrón, Madryt, 19 listopada 2010 r.).
Trzeci
głos.
„I
wszystko się godzi, by nas przemilczeć, trochę jak / ujmę może,
trochę niewyobrażalną nadzieję”
(R.M.
Rilke, Druga
Elegia,
w. 42–44, w: tegoż,
Elegie
duinejskie.
Sonety do Orfeusza,
tłum. A. Lam, Elipsa,
Warszawa
2011,
s. 17).
MAGGIONI.
Dwaj współcześni intelektualiści, Citati i Scalfari; wielki
poeta, Rilke; i to poczucie przeciwstawienia owej konstrukcji Boga,
od której wyszliśmy, temu
momentowi,
w którym czujemy, jak rozpływa się owa jedność, wokół której
się poruszaliśmy…
WEILER.
Z zawodu jestem profesorem prawa. Wykładam w Stanach Zjednoczonych,
Europie, Azji. Wszędzie, wydaje mi się, że występuje jakiś
wspólny aspekt. Młodzi ludzie, którzy przychodzą na moje wykłady
z prawa konstytucyjnego,
mają swoistą obsesję na punkcie słowa prawa:
„prawa człowieka”, „prawa fundamentalne”, „Gdzie są nasze
prawa?”… Na miłość boską, nie chcę żyć w społeczeństwie,
które nie szanuje praw człowieka, podstawowych praw, równości.
Ale jest jedno takie słowo, którego nigdy nie słyszę:
odpowiedzialność.
Obowiązki. Wszyscy mnie pytają: „Profesorze, jakie są nasze
podstawowe prawa?”, zamiast zapytać: „Jakie są nasze podstawowe
obowiązki? A gdzie jest nasza odpowiedzialność?”, zrzucając na
innych swoją odpowiedzialność za to, co się dzieje. „To
straszne” – mówią. To jest właśnie odpowiedzialność kogoś
innego. I to jest również redukcja „ja”, owo anty-Abrahamowe
przesłanie. On jest tą osobą, która brała odpowiedzialność za
swoje działania, za swoje istnienie, za to, co wydarzało się obok
niego. Skoro mówimy o redukcji, jeśli myślę o Rilkem, o
Scalfarim, to sądzę, że kluczowym słowem jest właśnie nie słowo
prawa,
ale odpowiedzialność.
Obowiązki.
KS.
CARRÓN.
Słowa Citatiego, Scalfariego i Rilkego, jeśli dobrze się w nie
wsłuchaliśmy, doskonale opisują to, na czym polega osłabianie
ludzkiego „ja”. Lecz skoro wielkość „ja” jest źródłowo
zakorzeniona w ludzkiej naturze, to jak historycznie może być
osłabiona? Dlaczego z pragnienia człowieka, by stawać się
protagonistą, od czego wychodził humanizm, popadliśmy w jakieś
odrętwienie i nudę? Uderzają mnie bardzo następujące słowa
Hannah Arendt:
„Utraciwszy tamten świat, człowiek nowożytny wcale nie osiągnął
tego świata, ściśle rzecz biorąc, nie osiągnął życia. (…)
Doprawdy nie jest rzeczą niewyobrażalną, że epoka nowożytna –
która rozpoczęła się bezprecedensowym i obiecującym wybuchem
ludzkiej aktywności – może zakończyć swoje dzieje najbardziej
nieludzką, jałową biernością” (H.
Arendt, Kondycja
ludzka,
tłum.
A. Łagodzka, Aletheia, Warszawa 2010,
s. 358, 360). Są to niesamowite słowa, ponieważ zmuszają nas do
ponownego rozważenia naszej pozycji: uważamy, że historia Abrahama
jest tylko dla osób szlachetnych i pobożnych, że
czyni aluzję
do kwestii etycznej, że relacja z „ty” – z tym „Ty” –
nie jest konieczna, by móc powiedzieć „Ja” z całą swoją
umiejętnością odpowiedzi, odpowiedzialności, świadomości. A
tymczasem widzimy, że gdy tylko słabnie ta relacja, popadamy w owo
odrętwienie i nudę. Faktycznie, w pewnym momencie Tajemnica, która
wraz z Abrahamem wkroczyła do historii, zaczęła być postrzegana
przez człowieka jako coś mu przeciwnego albo wręcz wrogiego, i
taka postawa w konsekwencji przyczyniła się do osłabienia „ja”.
Znamienne jest to, że pewne formy sztuki, jak choćby film, wydają
się powracać w praktyce do tego, co było kiedyś w świecie
antycznym i grecko-łacińskim, jeszcze przed powołaniem Abrahama i
przed wydarzeniem Chrystusa. Myślę tu o pewnym fragmencie z filmu
Ingmara Bergmana Fanny
i Aleksander
(1982): „My, Ekdahlu, w zasadzie nie przyszliśmy na świat, aby go
do głębi przeanalizować. Absolutnie nie. Do pewnych badań w ogóle
nie jesteśmy przygotowani. (…) Żyjemy w małym, maleńkim
świecie. I to daje nam zadowolenie. Będziemy go uprawiać i używać
możliwie w najlepszy sposób. (…) Tak właśnie urządzone jest
życie. [Powraca to, co przewidywalne] I właśnie z tego powodu
konieczne jest, (…) by cieszyć się tym małym światem [Na czym
polega życie?], dobrym jedzeniem, słodkimi uśmiechami, kwitnącymi
drzewami owocowymi, a nawet walcem”. Oto, czym stało się „ja”,
odkąd osłabła w nim świadomość owej konstytutywnej relacji,
która dla nas dzisiaj jeszcze bardziej jest zredukowana do rodzaju
duchowości, etyki, opowieści religijnej dla wizjonerów. A
to osłabienie „ja” odczuwamy osobiście poprzez nasze
odrętwienie,
nasze
samozadowolenie: gdy brakuje prowokacji, nie odczuwamy presji
pragnienia udzielenia odpowiedzi, z którego wypływa wszelka moc,
zdolność twórcza „ja”.
WEILER.
Zgadzam się, ale chciałbym dorzucić jedno nota
bene.
Jestem osobą
religijną,
ale nie możemy myśleć, że my, osoby religijne, posiadamy prawdę,
a osoby niereligijne,
z powodu braku Boga w ich życiu, skazują się na osłabienie ich
„ja”. Taka redukcja może się przydarzyć także osobie
religijnej.
KS.
CARRÓN.
Przewidział to już Nietzsche. Ogłaszając „śmierć Boga”, nie
myślał o końcu religii w ogóle, ale o tym, iż pozostanie pewien
rodzaj religii, niezdolnej do budzenia na nowo ludzkiego „ja”.
WEILER.
Świecki ateista może mieć pełne życie, swoją ziemię obiecaną,
podejmować swoją odpowiedzialność. Niebezpieczeństwem tutaj jest
jednak pycha, hubris.
Na
pewno znacie stwierdzenie, które podoba mi się najbardziej ze
wszystkich tekstów prorockich:
„Czego żąda od ciebie Bóg? Pełnienia sprawiedliwości,
okazywania miłosierdzia i pokornego obcowania z Bogiem twoim”. A
zatem pamiętajcie: pokornego.
MAGGIONI.
To nie przypadek, jak sądzę, że trzy prowokacje,
od których wyszliśmy, nie pochodziły od osób religijnych, nie
wywodzą się z wymiaru ściśle religijnego…
KS.
CARRÓN.
O tych rzeczach, jak widzimy, nie mówimy wyłącznie my, ludzie
religijni, ponieważ są one potwierdzeniem tego, co się wydarza.
Zdumiewa mnie nieustannie to, w jaki sposób ksiądz Giussani
doskonale opisuje dramat naszych czasów, ten, który ty, Josephie,
nazwałeś „brakiem odpowiedzialności”: jest to, jak powiada,
swoiste osłabienie czegoś, jakiejś „ruchliwości” „ja”. I
nie jest to tylko kwestia słabości etycznej: „Chciałbym zauważyć
pewną różnicę między pokoleniami współczesnej młodzieży a
tymi młodymi ludźmi, których spotkałem 30
lat temu. Wydaje mi się, że owa różnica przejawia się w większej
słabości świadomości, jaka występuje obecnie; słabości nie
tylko etycznej, ale jako energii świadomości” (L. Giussani, L’io
rinasce in un incontro. 1986–1987,
BUR,
Milano 2010, s. 181). Nie w tym rzecz, że dzisiejsza młodzież jest
mniej lub bardziej leniwa, czy też że popełnia mniej lub więcej
błędów – ciągle popełniamy te same błędy. Chodzi o to, że
osłabła umiejętność przylgnięcia do czegoś innego niż do
samych siebie. Ponieważ, aby móc przylgnąć, potrzebna jest
odpowiednia fascynacja,
będąca w stanie poruszyć ludzkie „ja”. Relacja – „ty” –
nie jest czymś drugorzędnym, nie jest czymś dodatkowym, ale
stanowi składową część definicji „ja”: „Nie ma mnie, kiedy
nie ma ciebie”. Ta relacja jest czymś absolutnie zasadniczym.
WEILER.
Jeśli mamy jeszcze dwie minuty, to chciałbym zadać pytanie księdzu
Carrónowi. Myślę, że jest ono obecne w wielu, a być może boją
się go zadać. Dotyczy ono znanej historii Abrahama i Izaaka. Bóg
wzywa Abrahama i mówi mu: „Weź twego syna”; Abraham odpowiada:
„Mam dwóch.
– Twego
jedynego syna”. A on powiedział: „Obydwaj są jedyni. –
Twego
syna, którego miłujesz.
– Miłuję
ich obu…
– Weź
Izaaka (…) i idź go złożyć w ofierze [zabić]”.
I Abraham nie mówi nawet: „Tak, Panie”, wyrusza w drogę bez
jednego słowa. Można by sobie pomyśleć: czy to nie jest trochę
tak jak z tymi dzisiejszymi fundamentalistami, którzy w imię Boga
są gotowi popełnić straszliwe zbrodnie? Jak odpowiemy na to
wyzwanie rzucone Abrahamowi?
KS.
CARRÓN.
Jest to wyzwanie, na które musimy odpowiedzieć, ponieważ
zasadniczy problem jest następujący: co takiego może poruszyć
osobę, aby potraktowała na serio tego rodzaju zaproszenie? Co
musiał zobaczyć, czego doświadczyć Abraham? Jak bardzo „ja”
Abrahama musiało być splecione z ową Obecnością, by w ogóle
wziąć pod uwagę tego rodzaju polecenie? Jak człowiek może
odpowiedzieć na podobną prowokację? To właśnie w Przymierzu,
które Bóg zawarł z Abrahamem, znajduje
się
początek historii, która toczy się dalej, rozwija się, stawia
kolejne kroki i postępuje naprzód. Bóg rozpoczął od tego, co
było, od takiego „ja”, jakie było na początku, ze wszystkimi
jego trudnościami i wszystkimi jego ograniczeniami, proponując mu
Przymierze, aby związać je z Sobą. Historia biblijna jest pełna
ograniczeń człowieka, nie ma w niej żadnej mitologizacji
człowieka, ponieważ to właśnie realny człowiek został
przebudzony przez owo „Ty”. Akceptując ten zakład, na pierwszy
rzut oka nierozumny, Abraham w końcu odkrywa prawdziwe oblicze swego
Boga, który nie chciał śmierci Izaaka, ale pragnął przywiązać
do Siebie Abrahama, ponieważ właśnie wtedy, gdy człowiek słabnie
w tej relacji, pojawia się odrętwienie, nieprzezwyciężona nuda,
pustka, które – jak widzimy – nie są bez znaczenia.
Wideo
z obrazami pochodzącymi z serwisów informacyjnych Rai News24,
pokazującymi ataki
terrorystyczne na redakcję Charlie Hebdo i na supermarket Hyper
Cacher w Paryżu, 7 stycznia 2015 r.
WYZWANIE
WYCHOWAWCZE
MAGGIONI.
To nie jest tak, że chcemy pomniejszyć ten fragment
teraźniejszości, ten kawałek historii, to współczesne wyzwanie
wobec problemu „pustki „«ja»”; ale ta kwestia „pustki «ja»”
znajduje się w nich, tak samo jak sytuuje się w nich problem
odpowiedzialności, o której była mowa wcześniej. A zatem w
tamtych okresie, w dniach po masakrze w Paryżu, w dniach, które
ukazały naszym oczom pilną potrzebę, którą przeżywaliśmy,
ksiądz Julián Carrón napisał do „Corriere della Sera”:
„Drogi
Redaktorze, o wydarzeniach w Paryżu wiele się już mówiło. Nikt
nie mógł uniknąć reakcji zagubienia i strachu. Liczne analizy
dały nam materiał do z pewnością ciekawych przemyśleń o tak
złożonym zjawisku. Ale po miesiącu, kiedy znów wróciliśmy do
codziennego kieratu, co z tego pozostało? Co może sprawić, by te
fakty, choć tak wstrząsające, nie zostały szybko wymazane z
pamięci? By pomóc sobie je zapamiętać, trzeba odkryć prawdziwą
naturę wyzwania, które stanowią paryskie zamachy”.
Z
pewnością
jest to wyzwanie. Jednakże ksiądz Carrón nie zatrzymuje się tylko
na analizie.
„Dlatego
jest to przede wszystkim wewnętrzny problem Europy, najważniejsze
rozgrywa się w naszym domu. Prawdziwe wyzwanie jest natury
kulturalnej, a jego terenem jest życie codzienne. Kiedy ludzie,
którzy opuszczają swoje ziemie, przybywają do nas, szukając
lepszego życia, kiedy ich dzieci rosną i wchodzą w dorosłe życie
na Zachodzie – co widzą? Czy znajdują coś, co potrafi pociągnąć
ich człowieczeństwo, stać się wyzwaniem dla ich rozumu i
wolności? Ten sam problem możemy postawić w odniesieniu do naszych
dzieci: czy możemy im dać coś na poziomie wołania o spełnienie i
sens, które znajdują w sobie? W wielu młodych, którzy rosną w
tak zwanym świecie zachodnim, panuje wielka nicość, głęboka
pustka, która jest początkiem rozpaczy, a kończy się przemocą”
(J.
Carrón, „La
sfida del vero dialogo dopo gli attentati di Parigi”,
„Corriere della Sera”, 13 lutego 2015 r., s. 27
– „Po
zamachach w Paryżu wyzwaniem jest prawdziwy dialog”,
„Ślady” 1/2015, s. 13).
Księże
Juliánie, w tamtych dniach jednym z bardziej skutecznych posunięć
dla kogoś, kto ciągle usiłuje odsuwać od siebie jakiś problem,
jakby on był czymś innym
od
nas, okazało się mówienie, że ta historia nas nie dotyczy.
Tymczasem ta historia była symbolem owego „my” i „oni”,
jakiegoś dystansu, czegoś, co właśnie dlatego,
że jest inne
od nas,
staje
się właśnie takie. Ty, pisząc te słowa, w tragiczny, bolesny
sposób, na nowo wprowadziłeś ów fragment historii w naszą
przestrzeń, w nasze
doświadczenie.
KS.
CARRÓN.
Ponieważ tak właśnie jest, to jest coś, co mamy w naszym domu. I
nie odwołuję się tylko do tych, którzy pochodzą z innych krajów,
ale także do naszych dzieci, naszych przyjaciół, nauczycieli i ich
uczniów. Sprawa Abrahama jest interesująca właśnie dlatego, że
na nowo proponuje istotę problemu: czy jest coś, co jest w stanie
obudzić ludzkie „ja” i zaoferować właściwą odpowiedź na
pragnienie spełnienia, jakie wszyscy mamy? Jeśli to się nie
wydarzy, wówczas tym, co dominuje, jest pustka. A na tę pustkę nie
można odpowiedzieć konfrontacjami ideologicznymi, one nie są w
stanie pociągnąć ludzkiego „ja”, przebudzić go, co więcej,
rodzą jedynie coraz większą przemoc i głębszy konflikt. W całej
naszej historii nauczyliśmy się w Europie, że relacja z prawdą
realizuje się nie inaczej jak tylko poprzez wolność. Stąd też
teraz, kiedy uczestniczymy w owym ciągłym przepływie ludzi różnych
kultur i religii, różnych stylów życia i ekspresji, czy chcemy
współistnieć razem z nimi? A co jest potrzebne, aby to się
wydarzyło? Co takiego mamy w naszym bagażu, abyśmy mogli
odpowiedzieć na wyzwanie, które jest w naszym domu? To jest właśnie
owa pilna potrzeba wychowawcza, która dotyczy nas wszystkich: czy
jest coś, co może właściwie pociągnąć, co może stać się
wyzwaniem dla osoby wywodzącej się z innej kultury niż nasza? Czy
możemy zaoferować coś, co byłoby bardziej interesujące niż
przemoc? Co może być bardziej interesujące od odrętwienia i nudy?
Czy mamy coś do zaproponowania nowym pokoleniom? Problem ten, jak
mówiliśmy, nie jest przede wszystkim problemem etycznym i nie da
się go rozwiązać przez przywołania moralne; to jest problem
egzystencjalny, fundamentalny i zostanie rozwiązany dopiero wtedy,
gdy człowiek znajdzie coś, co odpowie na jego istotne
[konstytutywne] wymogi, dzięki czemu przyjdzie mu chęć,
pragnienie, by się zaangażować, by budować i żyć w pokoju.
Wczoraj słyszeliśmy, jak ojciec Ibrahim opowiadał o pewnym
muzułmaninie, który przyszedł po wodę do studni znajdującej
się przy klasztorze
franciszkanów, i powiedział: „Ojcze, zdumiewa mnie widok ludzi
przychodzących po wodę, z szerokim uśmiechem, z wielkim pokojem w
sercu, bez kłótni, bez podnoszenia głosu; ja, który przemierzyłem
całe Aleppo, widzę, co się dzieje, jak ludzie, by zaczerpnąć
wodę ze studni, zabijają się: wy jesteście inni, pełni spokoju i
radości”. Problem zatem jest następujący: czy jest coś, co
można wnieść w rzeczywistość, niezależnie od pochodzenia
tego,
co mogłoby wnieść wkład w sytuację, w jakiej się znajdujemy,
którą coraz częściej widzimy? Oto właśnie wyzwanie wychowawcze.
WEILER.
W tej kwestii chciałbym rzucić wam wyzwanie.
KS.
CARRÓN.
Jestem gotowy, w przeciwnym razie nie
będę wiedział, co ze sobą zrobić!
MAGGIONI.
Na to tylko czekaliśmy…
WEILER.
Tutaj, pomimo wszystkich naszych defektów, mamy kulturę tolerancji.
Mamy Meeting z jego szczególnym nastawieniem, gdzie nikt nie boi się
zaprosić Żyda mającego odmienny punkt widzenia.
KS.
CARRÓN.
Absolutnie tak.
WEILER.
Mamy demokrację, nawet jeśli nie jest ona doskonała – demokracja
nigdy nie jest doskonała, jednakże nawet niedoskonała demokracja
jest lepsza od jakiegokolwiek innego systemu. Nieustannie
poszukujemy
sprawiedliwości. Posiadamy również bogatą kulturę. Krótko
mówiąc, mamy wiele do zaoferowania. I chociaż akceptujemy fakt, że
w obecnym życiu występuje wielka pustka, to przecież nasz świat
jest ucywilizowany i bogaty. To jest niezwykle ważne i musimy to
mocno podkreślać. I chciałbym także uniknąć pokusy mówienia:
tę pustkę w życiu wyjaśnia pewne zachowanie. Być może, iż ją
wyjaśnia, ale jej nie uzasadnia, ponieważ to osoba jest
odpowiedzialna za swoje czyny.
KS.
CARRÓN.
Problem zatem jest następujący: jak ów skarb, który udało nam
się zgromadzić w ciągu całej historii, a który tak doskonale
opisałeś, wciąż
jest?
Ponieważ, jak powiadał Goethe: to, co otrzymaliśmy, musimy z
pokolenia na pokolenie na nowo odzyskiwać (por. Faust,
Tragedii
część pierwsza. Noc,
tłum.
A. Pomorski, Świat Książki, Warszawa 1999,
s. 33).
I, jak mówił Papież Benedykt XVI,
tylko zaczynając wciąż na nowo, podejmując nieustannie proces
wychowawczy, to, co nam się udało zgromadzić w ciągu historii,
będzie mogło stać się udziałem naszych dzieci
(por. Benedykt XVI, Spe
salvi,
nr 24). Naprawdę czymś wielkim jest to towarzystwo, jakim jesteśmy
dla siebie nawzajem. Jak w fascynujący sposób możemy przekazywać
owo bogactwo, które nazywamy „tradycją”, by niczego nie
zniszczyć, nie pomniejszając wartości wysiłku włożonego przez
pokolenia, które nas poprzedziły, by dotrzeć aż tutaj? Jak możemy
proponować tę tradycję w tak fascynujący sposób, by ludzie nam
współcześni odkryli ją jako dobro dla siebie i nie musieli ciągle
zaczynać od zera po uprzednim zniszczeniu jej? Oto właśnie jest
wyzwanie.
(zdjęcie
z pingwinami)
MAGGIONI.
Mówisz, że największą ze wszystkich pilnych potrzeb jest potrzeba
wychowawcza. Wybraliśmy to zdjęcie Sebastião z Salgado, które
jest częścią wspaniałej serii Genesis.
Patrząc na nie, przyglądając się tym pingwinom, zauważam
równocześnie coś pięknego i brzydkiego: odkrywam w nim moc
wychowania, wzór do naśladowania, coś, co prowadzi cię ku twoim
upodobaniom, a równocześnie odkrywam ów mainstream
[główny
nurt]. Żaden z tych pingwinów nie decyduje się zanurkować z
jakiegoś innego punktu, żaden z nich nie angażuje własnego „ja”
i nie mówi: „Ja zanurkuję tutaj”. Żyjemy w epoce, od której
zapożyczamy ów „pingwinizm”, który wydaje mi się bardzo
silny. I to jest właśnie ten czynnik, który przenika nasze
konstrukcje opowiadania, nasze konstrukcje myślowe i ludzkie. A
zatem, to właśnie staje się wyzwaniem wychowawczym. Profesorze
Weilerze…
WEILER.
Otóż to, dwie minuty temu powiedziałem, że mamy wiele do
zaoferowania: demokrację, fundamentalne prawa, tolerancję itd. Ale
musimy być uczciwi, ponieważ zawsze utrzymywałem, że nasza
zachodnia cywilizacja ma dwa filary: z jednej strony Ateny,
Oświecenie,
neokantyzm, prawa itd., a z drugiej – tradycję
judeochrześcijańską. Dziś wszyscy o tym wiemy – nie sposób nie
dostrzec tego, podróżując po Włoszech – że jest to integralna
część naszej cywilizacji. Sam „św. Jürgen Habermas”
przyznał, że aby w prawdziwy sposób mówić o fundamentalnych
prawach, czymś zasadniczym są korzenie tradycji chrześcijańskiej.
Jednakże ten fakt jest negowany. Wszyscy pamiętamy smutną
historię
z Konstytucją europejską: czymś niemożliwym okazało się zwykłe
wspomnienie faktu, że wśród korzeni tradycji europejskiej, obok
Oświecenia, występuje także chrześcijaństwo. A zatem w obliczu
pytania – „jak możemy to zrobić?” – chciałbym powiedzieć,
że jednej rzeczy się nauczyliśmy: tej tradycji nie możemy
narzucać!
KS.
CARRÓN.
Ponieważ nauczyliśmy się, że jedyną relacją z prawdą jest ta,
która przechodzi przez wolność.
WEILER.
Słusznie! A zatem jest odpowiedź: świadectwo. Tak przeżywać
życie, aby było integrującą częścią tego, co mamy do
zaoferowania innym, samym sobie. W języku angielskim mówi się
compelling:
coś, co się narzuca, ponieważ jest bardziej pociągające. Bez
tego nie sposób żyć. Ale jest to możliwe jedynie dzięki
przykładowi, dzięki świadectwu.
KS.
CARRÓN.
I właśnie to jest wyzwaniem, ponieważ jak powiada nasz przyjaciel
Antonio Polito, z którym prezentowałem jedną z jego książek na
temat wychowania, problemem jest to, iż „nasze społeczeństwo
zestarzało się w zakresie nadziei i oczekiwań” (A. Polito,
Contro
i papà. Come
noi italiani abbiamo rovinato i nostri figli,
Rizzoli, Milano 2012, s. 144). Albo,
jak powiada ksiądz Giussani, „tym wszystkim pokoleniom ludzi nic
nie zostało zaproponowane”. Tym, czego zabrakło, było właśnie
takie świadectwo. Wielu, mówi dalej ksiądz Giussani, jest
zatroskanych wyłącznie o to, by jako propozycję zaoferować
„pewność wygodnego życia, życia wolnego od ryzyka”
(L’avvenimento
cristiano,
BUR,
Milano 2003, s. 126), pozbawiając swoich dzieci niezbędnej pracy,
by to, co osiągnęli rodzice, mogło stać się ich; chcemy im tego
zaoszczędzić. Ale postępując w ten sposób, pomagamy im jedynie
kopać ich własny grób.
WEILER.
Wybaczcie mi, ale muszę powiedzieć o tym, że jedenaście lat temu
przyjechałem tu z moją rodziną i że teraz Meeting jest dla mnie
czymś wyjątkowym, także dlatego, że jest tu jedna z moich córek,
która wówczas miała 10 lat, a teraz ma 21. To jest ta dziewczyna z
blond włosami, pomalowanymi na fioletowo: bardzo znaczące dla was
mediolańczyków po wczorajszym meczu, czyż nie?
OD
CZEGO ROZPOCZYNAĆ?
MAGGIONI.
O
tak, jest to historia wszystkich tych, którzy tu są… Ale problem
w tym momencie jest jasny. Wyszliśmy od Abrahama, zobaczyliśmy, w
jaki sposób
kryzysowi uległ system i stąd teraz ta właśnie kwestia: od czego
ponownie rozpocząć? Benedykt XVI, pośród wielu ważnych rzeczy,
do których nas przywoływał, powiedział następujące słowa:
„Dobre struktury pomagają [osobiście jestem mocno
przekonana, że dobre struktury pomagają: są czymś niezbędnym,
trudno się bez nich obejść], ale same nie wystarczą. Człowiek
nigdy nie może być po prostu zbawiony z zewnątrz” (Spe
Salvi,
nr 25, cyt. za: w2.vatican.va) Otóż właśnie, chciałabym rzucić
takie końcowe wyzwanie: od czego rozpocząć?
Pierwszy
głos.
„Kryzys
zmusza nas do powrotu do samych pytań i wymaga odpowiedzi starych
lub nowych, a w każdym razie bezpośredniego osądu. Kryzys staje
się katastrofą tylko wówczas, gdy odpowiadamy nań za pomocą
sądów przyjętych z góry, czyli przesądów. Postawa taka nie
tylko zaostrza kryzys, ale pozbawia nas możliwości doświadczania
rzeczywistości i stwarzanej w ten sposób okazji do refleksji”
(H. Arendt, Między
czasem minionym a przyszłym,
tłum.
M. Godyń, W. Madej, Aletheia, Warszawa 2010,
s. 212).
Drugi
głos.
„Rozwiązaniem jest walka o zbawienie: nie tyle walka, by
powstrzymać przebiegłość cywilizacji, ale walka o to, by na nowo
odkryć, by zaświadczyć o zależności człowieka od Boga. (…)
Największym zagrożeniem dzisiaj (…) jest podejmowane ze strony
władzy usiłowanie, by zniszczyć człowieczeństwo
[nasz prawdziwy zasób]. A istotą człowieczeństwa jest wolność,
czyli relacja z nieskończonością. Stąd też to szczególnie na
Zachodzie człowiek, który czuje się człowiekiem, powinien toczyć
wielką batalię: walkę pomiędzy autentyczną religijnością a
władzą. Ograniczeniem dla władzy jest autentyczna religijność –
jest ograniczeniem dla dowolnej władzy: obywatelskiej, politycznej i
kościelnej” (L.
Giussani, Cristo,
tutto ciò che abbiamo,
„Tracce–Litterae
Communionis”
2/2002, s. V).
Trzeci
głos.
„Radość
jest odzwierciedleniem pewności szczęścia, Wieczności, oraz
przyjmuje kształt pewności i woli wędrowania [pewności, która
wyprawia nas w drogę], świadomości drogi, która się dokonuje.
(…) Bycie pogodnymi jest niezbędnym warunkiem, by tworzyć inny
świat, inną ludzkość. Pogoda ducha jest jak kwiat kaktusa, który
z tej kolczastej rośliny wyprowadza coś pięknego” (L.
Giussani, Un
evento reale nella vita dell’uomo. 1990–1991,
BUR,
Milano, 2013, s. 240–241).
MAGGIONI.
„Piękno jest właśnie tym, co nas ocali”, powiada papież
Franciszek. Piękno, pogoda ducha, przezwyciężenie kryzysu, o
którym była mowa u Hannah Arendt, jak słyszeliśmy na początku.
Skrzypce
(J.S. Bach, Adagio z Sonaty
g-moll nr 1
na skrzypce BWV 1001).
WEILER.
Potrzeba minuty, by złapać oddech, ponieważ...
KS.
CARRÓN.
I to jest właśnie to, od czego się rozpoczyna! Od tej chwili, w
której ktoś jest na nowo pochwycony, ponieważ jest w
rzeczywistości coś, co pociąga go bardziej niż wszelkie braki, z
wszystkimi możliwymi ograniczeniami, z wszystkimi potyczkami,
w
jakie jest wplątany. Jest taki moment, w obliczu czegoś takiego jak
owa muzyka, w obliczu jej piękna, w którym ludzkie „ja”
rozpoczyna na nowo. I nie potrzeba nic więcej. Wystarcza jedynie, że
się wydarza.
WEILER.
Czy chodzi o „spirto gentil” [szlachetnego ducha]?
KS.
CARRÓN.
Właśnie tak, o
szlachetnego
ducha.
WEILER.
Należałoby ponownie przeczytać te słowa księdza Giussaniego:
„Stąd też to szczególnie na Zachodzie człowiek, który czuje
się człowiekiem, powinien toczyć wielką batalię: walkę pomiędzy
autentyczną religijnością a władzą. Ograniczeniem dla władzy
jest autentyczna religijność – jest ograniczeniem dla dowolnej
władzy: obywatelskiej, politycznej i [zauważmy jego wielką pokorę]
kościelnej”. Jest to bardzo ważne przesłanie. Od czego
rozpocząć? Od piękna owego ducha samokrytyki, który jest gotowy
ograniczyć samego siebie. A wtedy być może uda nam się powrócić
do tamtego „Wyjdź”, powiedzianego przez Boga Abrahamowi. „Wyjdź
z twojego kraju, z twojej ojczyzny, z domu twego ojca, do ziemi,
którą ci ukażę”. Nie mówiliśmy dotąd zbyt wiele o osobowości
Abrahama. Ale taka inicjatywa wymaga odwagi, wymaga determinacji.
Pozostawić za sobą wszystko, porzucić to, co jest komfortowe,
wygodne; a wszystko za sprawą ideału Ziemi Obiecanej, aby rozpocząć
nową wędrówkę. Także to orędzie stanowi część odpowiedzi na
pytanie „od czego rozpoczynać?”: z odwagą!
KS.
CARRÓN.
W orędziu, które papież Franciszek przesłał na Meeting, zawarte
jest to istotne pytanie: „W obliczu [dziwnego znieczulenia]
odrętwienia życia, jak przebudzić świadomość?” (Orędzie
na XXXVI Meeting w Rimini,
20–26 sierpień 2015 r.), jak przebudzić „ja”? Jest to bardzo
zasadnicze pytanie, z którym musimy się mierzyć we wszystkich
wizjach, wszystkich propozycjach, wszystkich instytucjach, dosłownie
we wszystkim. Tylko ten, kto ma odpowiedź na to pytanie, będzie
mógł wnosić realny wkład, by stawić czoła owemu osłabieniu
ludzkiego „ja”. A jest to swoista okazja dla wszystkich. Uderza
mnie to, że w 1992 roku, w bardzo trudnej sytuacji, ksiądz Giussani
powiedział: „A przecież, w paradoksalny sposób, ponad
podziałowo,
wbrew wszystkiemu, znajdują się ludzie cechujący się rzadką,
trudną do znalezienia wrażliwością. Jest to fakt sporadyczny i
ponad
podziałowy.
Mamy nadzieję, że ci ludzie będą w stanie dać to, co mają.
Wówczas dałoby się zahamować, ograniczyć szkody. (…) Ko wie,
czy owo pragnienie, by uczynić mniej trudnym życie swoich dzieci
(…), przebije się przez (…) horyzont”. To znaczy, czy ktoś,
mając takie pragnienie pomagania swoim dzieciom lub towarzyszom
drogi, rozumie, że aby to osiągnąć, potrzebuje zaproponować
jakiś ideał, jakąś nadzieję. „Kiedy mówiłem o tej ponad
podziałowości,
to miałem na myśli przede wszystkim niektórych Żydów i
niektórych ludzi islamu, którzy wydają się bliżej tego, co
powiedzieliśmy wcześniej na temat wrażliwości będącej w stanie
przebić się przez horyzont” (L. Giussani, L’avvenimento
cristiano,
dz. cyt., s. 125–127). Każdy człowiek, który odznacza się taką
rzadką wrażliwością, bez względu na jej źródło, niezależnie
od jej pochodzenia, ma możliwość wniesienia jakiegoś wkładu.
Jest to również okazja dla nas, chrześcijan, by dawać świadectwo
przemienionego życia. To jest właśnie urok chwili obecnej.
Zdumiewa mnie, że papież, zamiast narzekać na sytuację, jak to
zazwyczaj się dzieje, stwierdza: „Przed Kościołem otwiera się
fascynująca droga, jak to
było
na początku chrześcijaństwa [odarci ze wszystkiego, jak to
było
na
początku chrześcijaństwa], kiedy ludzie męczyli się w życiu bez
odwagi, siły lub powagi wyrażania ważnych pytań” (Franciszek,
Orędzie
na XXXVI Meeting w Rimini, 20–26
sierpnia 2015 r.);
i to jest właśnie droga do przebudzenia ludzkiego „ja”. Jaka
jest ta droga, jaki jest sposób, dzięki któremu człowiek odkrywa
swoją prawdę, prawdę o sobie? Ksiądz Giussani, ponownie, okazuje
się mistrzem: „Człowiek rozpoznaje prawdę o sobie przez
doświadczenie piękna, przez doświadczenie smaku, przez
doświadczenie odpowiedniości, przez doświadczenie fascynacji, jaką
ona [prawda, która pozwala mu się spotkać] wzbudza, fascynacji i
całkowitej odpowiedniości, całkowitej nie w sensie ilościowym,
ale całkowitej w sensie jakościowym! (…) Piękno prawdy jest tym,
co pozwala mi powiedzieć: «To jest prawda!»” (Certi
di alcune grandi cose. 1979–1981,
BUR,
Milano 2007, s. 219–220); a pozwala mi to powiedzieć dzięki
fascynacji, jaką wzbudza w takim stopniu, w jakim mnie pociąga.
Stąd też osoba, „ja”, odnajduje się w spotkaniu z pięknem
uosobionym w świadku. Świadectwo jest jedynym sposobem, by służyć
prawdzie, sposobem, który jednocześnie szanuje wolność drugiej
osoby oraz możliwość propozycji; propozycji, która nie jest
teorią, lekcją, ale tym, co ksiądz Giussani nazywa hipotezą
pracy, uosobioną w kimś konkretnym. Stąd też zidentyfikował
prawdziwe wyzwanie, mówiąc, że tym, czego brakuje, nie jest tylko
werbalne lub kulturowe powtarzanie orędzia. Istotnie, podkreślał z
naciskiem, że współczesny człowiek oczekuje, nawet nieświadomie,
by na swej drodze spotkać ludzi, których życie się zmieniło
(por.
L’avvenimento
cristiano,
dz.
cyt., s. 23–24) przez spotkanie z Chrystusem lub z jakąś
szczególną formą religijną. Wszyscy wyczekujemy takiej
odpowiedniej prowokacji, która przyczyniłaby się do wydobycia
potencjału „ja”. Prawdziwym problemem zatem jest to, by tego
typu prowokacja była widoczna na pogodnym obliczu, ponieważ „bycie
pogodnym jest koniecznym warunkiem, by rodzić (…) odmienne
człowieczeństwo” (L. Giussani, Un
evento reale nella vita dell’uomo. 1990–1991,
BUR,
Milano 2013, s. 240). Zapraszając nas, chrześcijan, abyśmy żywili
pragnienie świadectwa, papież podkreślił, że „tylko
w ten sposób można proponować – z jego siłą, z jego pięknem,
z
jego
prostotą – wyzwalające przesłanie o miłości Bożej i
zbawieniu, jakie daje nam Chrystus. Tylko w ten sposób idzie się z
tą postawą szacunku [pokory] dla osób” (Franciszek,
Przemówienie
do uczestników zgromadzenia plenarnego Papieskiej Rady do Spraw
Świeckich,
7 lutego 2015 r.). Stąd też pytanie jest proste: „Ale
czy my, chrześcijanie, wciąż wierzymy, że dana nam wiara potrafi
pociągnąć tych, których spotykamy, fascynującą siłą swojego
bezbronnego piękna?”
(J.
Carrón, „Corriere della Sera”, 13 lutego 2015
r.,
s. 27
– „Ślady” 1/2015, s. 13).
WEILER.
Ksiądz Julián Carrón to odważny człowiek. Pomyślcie, co to za
„kontr-kultura”, by wybrać postać Abrahama i postawić go w
centrum Meetingu! To wymaga zuchwałości. I taką samą zuchwałość
musimy także przypisać Monice Maggioni, nowej prezes RAI. Ty
również wykazałaś się odwagą, by przybyć tutaj i przewodniczyć
dyskusji panelowej, która w centrum stawia postać Abrahama…
MAGGIONI.
Zdarza się…
WEILER.
To jest właśnie twój duch, księże Carrónie. I duch księdza
Giussaniego. Można powiedzieć: „W tobie będą nazwane
błogosławione wszystkie rodziny ziemi”.
MAGGIONI.
Dziękuję! Tak się dzieje, gdy spotykają się osoby, które
zmieniają swoje życie. Ludzie o rzadkiej wrażliwości, jak właśnie
Abraham. Ludzie, którzy są w stanie przebić się przez horyzont. I
wtedy jasny staje się krąg, od którego to wszystko się zaczęło
i dokąd to wszystko zmierza.
Skrzypce
(Bach, Andante z Sonaty
nr 2 a-moll
na skrzypce solo BWV 1003).
Pierwszy
głos.
„Pan rzekł do Abrama: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu
twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie
wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię:
staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy
ciebie błogosławić będą, a tym, którzy tobie będą
złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą
otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi»” (Rdz
12, 1–3).
MAGGIONI.
Dziękuję! Dziękuję skrzypkowi Robertowi, dziękuję lektorom
Matteo i Federice. Dziękuję wam wszystkim. Dzięki za rzeczy, które
nas łączą, i za te, które nas dzielą, za te, które są wyrazem
równości, i za różnice. Dziękuję!
|