Każdy wobec tego wydarzenia odkrywa ludzką bezsilność i wspólnotę współodczuwania tej samej bezradności. Dlatego z wszystkich serc wydziera się ten sam krzyk, to samo wołanie o znaczenie. Kto może mu sprostać? Nikt z ludzi! Dlatego najbardziej rozumną rzeczą jest gest modlitwy, prośby o sens.
W tym dramatycznym splocie okoliczności jest "coś", czego rozum ludzki nie rozumie, a co domaga się całościowego wyjaśnienia. Widzimy, że w tym rozgrywającym się dramacie, jest "coś niepojętego", czego nie potrafimy zrozumieć, ale nie możemy usunąć, ani o tym zapomnieć, ale jesteśmy zmuszeni, aby to uznać. Jest w tym "coś tak wielkiego", czego nie są w stanie wyjaśnić najrzetelniej przeprowadzone procedury powypadkowe. Ta wiedza też jest dla nas ważna, ale ludzki rozum domaga się odpowiedzi ostatecznej. Tej jednak nie może dać człowiek, tylko Bóg. Dlatego stajemy z pokorą przed Panem dziejów, oczekując, że z czasem objawi głębsze znaczenie tych tragicznych wydarzeń katyńskich i smoleńskich.
Tylko wiara widzi to "coś więcej". Tak, jak 5 lat temu, przy pożegnaniu Ojca Świętego Jana Pawła II, przeżywaliśmy "cudowny połów ludzi", tak i teraz widzimy, że tu działa Pan. To "Pan stanął nad brzegiem" i objawił swoje działanie w znaku "cudownego połowu ludzi" gromadzących się na modlitwie. To Pan świata i historii objawia swoje panowanie nad ludzkimi sercami i dziejami świata, wyprowadzając z dramatycznych okoliczności wielkie dobro.
To On krzyczy: Nie lękajcie się. JA JESTEM. Jam zwyciężył świat. Ja Jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Nikt nie dojdzie do Ojca, do ostatecznej Prawdy rzeczy, jak tylko przeze Mnie. Tylko wsłuchując się w głos tego Jedynego Świadka, możemy odnaleźć znaczenie wszystkich rzeczy.
Kościół od 2000 lat daje świadectwo o Jego Obecności i zwycięstwie przez Fakt Zmartwychwstania. To On obecny dzisiaj w Swoim Kościele, przez miejsce, charyzmat, przez który nas pochwycił, jest siłą i mocą dla człowieka, nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach. Stąd nasza pewność wiary i nadziei, że "w życiu i śmierci należymy do Pana".
Widzimy, jak przez te dramatyczne wydarzenia, Pan świata i historii budzi nas z letargu, przywołując do podstawowej prawdy naszego życia, do nawrócenia. Nawrócić się do Chrystusa to wyzbyć się złudzenia swojej samowystarczalności. To uświadomić sobie i zaakceptować swój brak, potrzebę Jego zbawienia i przyjaźni. To zmienić spojrzenie na historię i drugiego człowieka: "Nie ma już Żyda, ani poganina, (ani Polaka, ani Rosjanina) ponieważ wszyscy jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie" (por. Ga 3,28).
Bez Chrystusa nie ma prawdziwego budowania ludzkiego życia zarówno w wymiarze osobistym, jak i społecznym. Dlatego nie można żyć w cichej zmowie, tak jakby Go nie było, próbując wykluczyć go z życia, budując wszystko "na niby". To tragiczny wybór, bo bez Niego nie ma odpowiedzi, ani nie ma rozwiązania dla ludzkiego życia i śmierci. Wtedy życie jest coraz bardziej pochłonięte przez zamieszanie i marazm.
Bez trwania w Nim, w żywej wspólnocie Kościoła, bez stałego wychowywania, nie jest możliwe na dłuższą metę utrzymanie tego poruszenia serca, które sprawił Pan. Aby to dobro, zrodzone przez tragiczną śmierć, "ofiarę życia" tylu ludzi, a które dzięki Chrystusowi stało się udziałem nas wszystkich, nie zostało zmarnowane, trzeba "narodzić się na nowo".
Dlatego wciąż aktualne są słowa Jana Pawła II: "Otwórzcie drzwi Chrystusowi." A jego wołanie "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi" zamieńmy w prośbę o wierność, temu co Duch Święty w nas rozpoczął, by było kontynuowane przez posłuszeństwo wiary. Aby stworzył w nas "nowe serce i nowego ducha".
x. Jerzy Krawczyk
|