Zebranych powitał prof. Bogusław Fiedor, rektor Uniwersytetu
Ekonomicznego we Wrocławiu.
Wypowiedź prof. Bogusława Fiedora
Inicjatywa dzisiejszego spotkania jest wspólnym pomysłem
uczelnianego Związku Zawodowego "Solidarność" i ruchu
Comunione e Liberazione. W imieniu organizatorów chciałbym
powitać gości. Zaproszenie na sympozjum przyjęli prof.
Tadeusz Luty, rektor Politechniki Wrocławskiej, przewodniczący
Konferencji Rektorów
Akademickich Szkół Polskich
i przewodniczący Konferencji
Rektorów Uczelni Wrocławia
i Opola, Jarosław Obremski,
wiceprezydent Wrocławia
(były pracownik naszej uczelni), prof. Krzysztof Zanussi,
ksiądz biskup pomocniczy prof. Andrzej Siemieniewski
(z którym łączy mnie wiele, m.in. jesteśmy absolwentami tego
samego Liceum Ogólnokształcącego Nr 2), prof. Maciej
Sablik oraz prof. Józef Łukaszewicz, były rektor Uniwersytetu
Wrocławskiego.
Witam wszystkich gości i pracowników uczelni.
Dziękuję organizatorom za przygotowanie tej konferencji,
której temat "Poszukiwanie prawdy misją uniwersytetu" ma
związek ze zmianą nazwy uczelni, 6 maja br. bowiem weszła
w życie ustawa sejmu RP, zmieniająca jej nazwę na Uniwersytet
Ekonomiczny we Wrocławiu. Wiele osób, także przedstawiciele
mediów, pyta mnie, czy zmiana nazwy uczelni jest
ważnym wydarzeniem. Według mnie jest to pytanie retoryczne.
Historia naszej uczelni - prywatnej szkoły zawodowej
- zaczęła się z chwilą formalnego jej powołania w 1946 r.
Praktycznie uczelnia istnieje od 3 lutego 1947 r., kiedy pierwszy
wykład prof. Wincentego Stysia zainaugurował jej działalność.
Uczelnia, wtedy o nazwie Wyższa Szkoła Handlowa
wcale nie była mała. W pierwszym roku jej działalności studia
podjęło 3000 studentów. Niewiele osób wie, że była
to liczba porównywalna do liczby studentów Politechniki
i Uniwersytetu Wrocławskiego.
Blisko 62 lata działalności uczelni w wymiarach: naukowym,
badawczym, dydaktycznym i internacjonalizacji, świadczenia
na rzecz lokalnej i regionalnej społeczności, na rzecz gospodarki
kraju umożliwiły nam aplikowanie o zmianę nazwy.
Spełniliśmy wymogi ustawowe, otrzymaliśmy rekomendacje
i pozytywne opinie od gremiów akademickich, łącznie
z KRASP. Zmiana nazwy jest
również sygnałem skierowanym
do społeczności regionalnej
i szerokiego społecznego
środowiska, jest sygnałem, że
należymy do tych polskich
uczelni, które można nazwać I ligą, a nawet ekstraklasą.
W ciągu minionych dwóch dni gościliśmy na konferencji kilku
prezydentów uczelni amerykańskich z Pensylwanii. W licznych
rozmowach podkreślałem, że spośród działających w Polsce przeszło 100 szkół ekonomicznych publicznych i prywatnych
tylko dwie, w tym nasza, są uniwersytetami.
Uważam, że taki zewnętrzny przekaz o wymiarze międzynarodowym
jest dla nas ważny.
Proszę Państwa, wśród osób zaproszonych do dyskusji - z
wyjątkiem księdza biskupa - nikt profesjonalnie nie zajmuje
się kategorią prawdy, tematem przewodnim dzisiejszego
spotkania. Reprezentujemy różne dziedziny nauki i sztuki,
nie jesteśmy filozofami, teologami czy logikami, jednak pojęcie
prawdy codziennie towarzyszy nam w życiu naukowym
i zawodowym. Każdy z nas ma też swoje przemyślenia w tej
kwestii. Organizatorzy spotkania zaplanowali, aby szczególnym
punktem odniesienia na temat prawdy i jej roli w życiu
uniwersytetu był związek ze
społecznym nauczaniem Kościoła,
odzwierciedlonym zarówno
w dziele Jana Pawła II,
jak i w działaniach podejmowanych
przez papieża Benedykta
XVI.
Obradujemy w sali imienia Jana Pawła II, a w holu pod
płaskorzeźbą przedstawiającą wizerunek papieża są wyryte
Jego słowa: Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których
duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy (Fides et ratio).
Wiara i rozum - fides i ratio - powinny się wzajemnie
uzupełniać i wzbogacać, dając człowiekowi pełniejszy ogląd
rzeczywistości w materialnym, w metafizycznym i aksjologicznym
wymiarze.
Serdecznie dziękuję Państwu za przyjęcie zaproszenia. Proszę
dr. Marka Biernackiego, reprezentującego ruch
Comunione e Liberazione, o przejęcie roli moderatora.
Moderator - dr Marek Biernacki
Wchodziliśmy do sali przy dźwiękach pierwszej części V symfonii
Ludwiga van Beethowena pt. "Los pukający do bramy"-
jak mówią o niej krytycy muzyczni - "symfonii przeznaczenia".
Cały dramat rozwija się od czterech początkowych nut,
które nieustannie powracają. W nich dochodzi do głosu ów
Los przemierzający życie przez doświadczanie zabłąkania,
klęski i smutków. Symfonia ta - jak wołał jeden z krytyków
muzycznych - budzi nieskończone pragnienie. Przenikająca
nas muzyka inspiruje pytaniami, wstrząsa naszym "ja" i żąda
odpowiedzi i zajęcia stanowiska.
Chciałbym również zwrócić Państwa uwagę na plakat naszego
spotkania, autorstwa Jarosława Skowrona, przedstawiający
otwierającą się księgę. Jej obraz można interpretować
w trzech aspektach. Po pierwsze, jako relacje ucznia poszukującego
u swojego mistrza prawdy o znaczeniu podstawowym
i prawd częściowych, po drugie, można w księdze
dostrzec skrzydła "na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji
prawdy". Można też mieć skojarzenie bardzo osobiste,
szczególnie bliskie Polakom, którym księga kojarzy się
z leżącą na trumnie Jana Pawła II święta księgą, którą wiatr w
czasie pogrzebu kartkował, aż do jej zamknięcia.
Przychodzą mi wtedy na myśl ostatnie lata, miesiące i dni papieża
Jana Pawła II, który nam wszystkim pokazywał, że całe
życie, a szczególnie cierpienie, choroba i śmierć - mają sens,
mają znaczenie.
Pomiędzy wczoraj a jutro jest coś więcej niż tylko dzień,
Między czernią a bielą istnieje coś więcej niż szarość,
Pomiędzy pytaniem a odpowiedzią jest cisza oceanu,
Pomiędzy kołyską a grobem istnieje ktoś taki jak ja.
(Recytował Michał Kordy, tekst piosenki Barbry Streisand)
Naszym gościom jako punkt wyjścia do
dyskusji proponuję trzy teksty: encyklikę
Jana Pawła II Fides et ratio i dwa wykłady
wygłoszone przez Benedykta XVI na uniwersytetach
w Ratyzbonie i na La Sapienza
w Rzymie. W tekstach tych autorzy
wskazują na podstawowe zadanie uniwersytetu, jakim jest
poszukiwanie prawdy zgodne z wymogami rozumu.
Po przerwie w dyskusji zapraszamy Państwa na film pt. Oto
jest głowa zdrajcy pokazujący życie Tomasza Morusa, doradcy
króla, który za wierność prawdzie oddał swoje życie.
Chciałbym teraz przedstawić kilka cytatów będących ilustracją
tematu naszego spotkania.
Słowa Jana Pawła II: "Im bardziej człowiek poznaje rzeczywistość
i świat, tym lepiej zna siebie, a zarazem coraz bardziej
naglące stają się pytania o sens rzeczy i jego własnego
istnienia. (...) Od odpowiedzi na te pytania, zależy bowiem,
jaki kierunek człowiek winien nadać własnemu życiu"
(Fides et ratio).
Św. Augustyn pytał: "Czego bowiem bardziej pożąda dusza,
jeśli nie prawdy", a Antoine de Saint-Exupery napisał:
"Prawda dla człowieka jest tym, co czyni z niego człowieka".
Mówiąc o prawdzie nie sposób pomiąć Sokratesa. Pewnego razu Sokrates, prowadząc lekcje w stoi ateńskiej, w szczytowym
punkcie swych wywodów, gdy twarze wszystkich jego
uczniów były zwrócone ku niemu, zatrzymał nagle swój
wywód i stwierdził: "Przyjaciele, czyż nie jest tak, że kiedy
mówimy o prawdzie zapominamy nawet o kobietach?"
Z drugiej strony, gdy moim studentom stawiam pytania o
prawdę, słyszę: "A dlaczego ma mi zależeć na prawdzie?"
Czym dla Was, Drodzy Goście, jest prawda? Czym jest to,
co człowiek w ogóle, a student i profesor uniwersytetu w
szczególności pragną osiągnąć? Czy i jak uniwersytet dzisiaj
realizuje misję poszukiwania prawdy? Zapraszam do dyskusji.
Jarosław Obremski, wiceprezydent Wrocławia
W mojej opinii, jeśli polityk chce odnieść sukces, musi w
punkcie startu stanąć oko w oko z prawdą. Musi dobrze
zdiagnozować sytuację. Ale mam też świadomość, że przechodząc
na poziom praktyki polityk często staje przed problemem
"czym jest prawda", podobnym do dylematu
Piłata. A wtedy często grzeszy "cynicznym stosunkiem do
poznania i do prawdy".
Na moje poglądy w tej kwestii
pewien wpływ wywarła
książka Raymonda Arona, w
której autor dokonał podziału
ról społecznych na
"doradców księcia" i "powierników
opatrzności".
"Doradca księcia" to np. polityk
- ma szukać dobrych rozwiązań
(nie do końca w swym
przekazie dla "mas" mówiąc
prawdę, jego celem jest bowiem
skutek, jaki trzeba
osiągnąć). "Powiernik opatrzności"
to np. dziennikarz.
Jego zadaniem jest pryncypialnie
pokazywać, co jest
dobrem, a co złem; co jest
prawdą, co fałszem.
Z perspektywy "doradców
księcia" profesorowie, pracownicy
uniwersytetów powinni
być "powiernikami
opatrzności'. Kiedy zamieniają
się w "doradców księcia"
przestają być potrzebni.
Powinni więc być głosem sumienia
i głosem prawdy.
Tymi, którzy diagnozują sytuację.
Odnosimy jednak
wrażenie, że zarówno w Polsce,
jak i na świecie mamy do
czynienia z kryzysem uniwersytetu.
Myślę tu o uniwersytecie jako uniwersum, na którym
poszukuje się zrozumienia całości wszechświata.
Chciałbym, aby uniwersytet był takim miejscem, gdzie bez
obaw artykułuje się trudne pytania i trudne odpowiedzi.
Masowość studiów uniwersyteckich doprowadziła do zaniku
ciekawości intelektualnej i potrzeby wyjaśniania świata.
Problem ten dotyka wszystkich, od studentów po profesorów.
Kiedy spotykam się z kolegami z krajów nowej Europy
i z Polski, to dostrzegam, że dotknięci jesteśmy grzechem
postkolonializmu. Kiedy zabieramy głos, wpisuje się on w
pewien główny nurt. Jest w nas dziwny lęk, obawa czy będziemy
właściwie postrzegani przez świat. Uważam, że uniwersytety
stoją dziś przed koniecznością odejścia od polityki
poprawności i zdefiniowania, co jest naszym zadaniem. I
właśnie tacy "powiernicy opatrzności" są potrzebni nam -
"doradcom księcia".
Profesor Krzysztof Zanussi
Ujmuje mnie swoboda, z jaką Państwo stawiacie problem.
Wykładam na wielu uczelniach i doskonale wiem, że tak postawione
pytania będą tam uznawane za gorszące. Dzisiaj
obowiązuje bowiem paradygmat
postmodernizmu, a z niego wynika
jasno i niedwuznaczne, że mówienie
o prawdzie jest złe samo w
sobie, bo prawdy nie ma. I trzeba
na tym oprzeć całe poznanie
świata. Nie ma również dobra i nie
ma piękna. Przykro powiedzieć, ale jest to dziś pogląd obowiązujący
w wielu środowiskach humanistycznych. Trudna
jest obrona prawdy, niedozwolone marzenie o prawdzie. Jeśli
publicznie wyrażam tęsknotę za prawdą, to spotykam się z
zarzutem, że podżegnuję młodzież do totalitaryzmu. Ponieważ
względność jest rzekomo odtrutką na totalitaryzm. Moje
doświadczenie mówi mi coś innego. To z niepewności bierze
się pragnienie prostych jak cep odpowiedzi i mocnej jak młot
władzy. Jestem jednak odosobniony w moich przekonaniach,
ale ciągle wyrażam tęsknotę za prawdą. Dlatego podobało
mi się nawiązanie do postkolonializmu w wypowiedzi Pana
prezydenta.
Jeżdżę dużo po świecie, często zdarza mi się doświadczyć
tego, że ludzie mówią inaczej niż ja. Pewnie wtedy powinienem
się skromnie wycofać. Jednak najczęściej cytuję słowa
wypowiedziane przez Bogusława Lindę w filmie Psy II "Co ty
wiesz o zabijaniu"? Mówię mojemu rozmówcy: nie miałeś
dostępu do poważnego, egzystencjalnego przeżycia, a ja
miałem i wiem, jak czerpać z tego doświadczenia. Czasami
to skutkuje.
Byłem wielokrotnie zdumiony, jak bardzo na amerykańskich
uniwersytetach niestosowne jest marzenie o prawdzie i jak
łatwo podważana jest prawda na podstawie apriorycznie
przyjętych dogmatów. Przypomina mi to najmroczniejszy
obraz średniowiecza. Spróbujcie bowiem Państwo przeprowadzić
gdziekolwiek w świecie, a szczególnie w USA, badanie
na temat różnic między płciami. Zostaniecie natychmiast
wygnani z uczelni. Z góry wiadomo, że tych różnic nie ma.
Stwierdzenie, że kolor skóry jest skorelowany z czymkolwiek
skutkowałoby końcem waszej kariery i nie wydrukujecie już
żadnego artykułu. I takie sytuacje są w kraju niewątpliwie
wolnym. Cytowałem kiedyś wyniki badań socjologicznych
mówiące o tym, że w Polsce samorząd lokalny i demokracja
lokalna są skorelowane pozytywnie z aktywnością w życiu religijnym,
z uczestniczeniem w sakramentach i udziałem w
wyborach powszechnych. Takie wnioski wynikały z badań.
Usłyszałem komentarze ludzi niewiedzących nic o Polsce, że
została przyjęta zła metodologia, bo tam gdzie jest wpływ
Kościoła, nie może już być demokracji. Teza jest z góry
założona, badania więc są niepotrzebne.
Dzisiejszy uniwersytet wymaga wstrząsu, stał się bowiem zatoką
bezpiecznego konformizmu i tak łatwo zapomniał
o swojej chlubnej roli, która w historii doprowadziła nas do
niesłychanego postępu, rozwoju, którego jesteśmy dziś beneficjentami,
gdyż w naszej części świata ludzkość nie żyła
nigdy tak dobrze, jak teraz.
A przecież początek tego rozwoju był na uniwersytetach, tzn.
miejscach wolnej myśli, które sobie zagwarantował sam
Kościół. A tymczasem coraz częściej widzę przykłady zachowań
niczym w mrokach średniowiecza.
Chociaż z drugiej
strony, czy rzeczywiście
można średniowiecze oceniać
tylko jako epokę
mroczną? Myślę, że taką interpretację
nam narzucono
przed dwoma-trzema stuleciami.
Dzisiaj z góry wiadomo,
co jest słuszne.
Realizowane prace mają to
tylko udowodnić. Odnoszę
wrażenie, że tak dzieje się
szczególnie często w naukach
humanistycznych. Uniwersytet
powinien się rozwijać w
ramach podniosłego etosu.
Jeśli tego etosu nie ma, to i
misja kuleje. Proszę popatrzeć,
jak wiele jest przyczynków,
które się pisze, jak wiele
jest prac nikomu nie potrzebnych,
głupich, służących najczęściej
tylko temu, aby jakaś
"mróweczka" podniosła się o
jedno oczko kariery uniwersyteckiej.
Zapomina się, że uniwersytet
ma mieć szczytne cele i odpowiadać na wielkie pytania i
wielkie potrzeby społeczeństw. Ilość banału i kiczu naukowego
jest porażająca i bezkarna. Należy rzetelnie "przewietrzać"
tematykę badań - zbędne badania można sobie
prowadzić po pracy. Jako artysta często słyszę opinie, że powinienem
tworzyć zgodnie z zapotrzebowaniem społecznym,
czyli tak, aby się podobało. Nauka też musi się oglądać
na prawdziwe ludzkie zapotrzebowanie.
To tyle uwag rozzłoszczonego człowieka, który kocha uniwersytet
i widzi, że przedmiot jego miłości nie jest tak piękny,
jak by sobie życzył.
Skorzystam jeszcze z okazji do miniautopromocji. Skończyłem
robić film, w którym mój bohater, oligarcha dysponujący
dużą ilością pieniędzy, zastanawia się nad napisaniem
testamentu umożliwiającego wykorzystanie jego majątku, tak
by jak najskuteczniej zaszkodzić ludzkości. Dostaje wiele propozycji,
w większości ich celem jest dekonstrukcja, np. dać
stypendia tym, którzy mówią, że prawda nie istnieje, tym, co
mówią, że dobro nie różni się od złego. Należy "namieszać"
w głowach młodzieży, bo wtedy zatryumfuje zło, o którym
marzy bohater. Film jednak nie jest tak ponury. Kończy się lepiej
niż przypuszczacie Państwo na podstawie mojej opowieści.
Moja twórczość odzwierciedla stan mojego ducha i
obserwacji, że prawda jest
słowem ryzykownym I jeśli
użyje się go nieoględnie,
lekkomyślnie bez przygotowania
to szybciutko otrzymuje
się tytuł faszysty,
totalitarysty.
Istnieje przekonanie, że jeśli ktoś uzurpuje sobie monopol na
prawdę, to będzie on dławił naszą wolność. Rzeczywiście w
historii tak bywało nie raz. Jaki jest więc wybór: prawda czy
wolność? Ja wolę prawdę mimo wszystkich niebezpieczeństw.
Ksiądz prof. biskup Andrzej Siemieniewski
Prawda odczuwana jako zagrożenie? Spotykałem się z pewną
reakcją młodych ludzi, studentów w duszpasterstwie akademickim.
W swojej wypowiedzi użyłem słowa "prawda". Skojarzenie
studentów było natychmiastowe: "jedynie słuszna
prawda", i ta zbitka słowna kojarzyła się im jednoznacznie z
totalitaryzmem i zniewoleniem. Dość powszechne i zakorzenione
wśród studentów jest stanowisko wyrażające wątpliwość:
po co jest mi potrzebna prawda. A już Piłat zadaje
pytanie tej treści w Ewangelii: "Cóż to jest prawda?" (J 18,38).
Ważne jest, że w Ewangelii oprócz pytania pada też odpowiedź
Pana Jezusa, który mówi "Ja jestem prawdą" (J 14,6).
Kiedy szukamy odpowiedzi na pytanie, po cóż mamy się interesować
prawdą, czy jest nam potrzebna, może być przecież
niebezpieczna - idziemy w stronę odpowiedzi, że kto nie interesuje się prawdą - straci. Straci spotkanie z tym najważniejszym
obliczem prawdy, którym jest Ktoś. "Ja jestem
drogą, prawdą i życiem" (J 14,6) mówi Pan Jezus.
Trzeba mocno podkreślić, że chrześcijanie dość szybko, już
w pierwszym wieku i następnych, pytanie o prawdę zaczęli
aplikować do bardziej szczegółowych dziedzin: przyrodoznawstwa,
matematyki, astronomii. I już wtedy uczono, że
poznawanie otaczającego świata i poznawanie struktur myślenia
człowieka jest poznawaniem dzieła Boga. Mamy liczne
dowody w pismach starożytnych, że pierwotne chrześcijaństwo
(I, II wiek n.e.) zachęcało do przechodzenia przez nauki
przyrodnicze od krótkiej odpowiedzi na to pytanie do odpowiedzi
wielowątkowej, do odkrywania Bożej prawdy w stworzeniu.
A kto nie chce poznawać prawdy, traci okazję do
najważniejszego w życiu spotkania.
Profesor Józef Łukaszewicz
Na pytanie, czym jest prawda, można zaproponować kilka
wariantów odpowiedzi. Jeden z najprostszych mówi, że jest
to wartość logiczna zdania. Zdanie prawdziwe, ale także
fałszywe jest informacją. Zdanie fałszywe można zanegować,
a wtedy staje się zdaniem
prawdziwym. Dlatego można
myśleć, że prawda to zbiór
zdań prawdziwych. Na
uczelni uczymy się różnych
zdań prawdziwych. W mojej profesji, jestem matematykiem,
rozmaite twierdzenia, fakty, wnioski, recepty nazywamy
wiedzą raczej niż prawdą.
Natomiast w szerszym znaczeniu, mówimy o prawdzie, kojarząc
ją z moralnością człowieka.
Mieliśmy w naszej historii okresy, kiedy prawdą manipulowano,
np. w XX wieku systemy totalitarne niewoliły prawdę.
I tu przypomina mi się moja wizyta w ZSRR na konferencji
matematycznej - w latach 70-tych. Byłem jednym z nielicznych
gości zaproszonych spoza ZSRR. Obradowaliśmy w
małej miejscowości Puszczino, w ośrodku naukowym, wokół
którego rozciągały się tereny wojskowe otoczone zasiekami.
Nie mogliśmy więc po obradach opuszczać ośrodka. Zebrani
radzieccy uczeni zorganizowali koncert, w trakcie którego
odtworzono z płyt operę beatową "Jesus Christ Superstar",
opowiadającą o ostatnim tygodniu życia Jezusa Chrystusa. Po
wysłuchaniu opery uczestnicy konferencji zadawali mi wiele
pytań, na które odpowiadałem przez kilka godzin. Był to
wspaniały przykład katechezy dla osób "głodnych" wiedzy,
dla których ten obszar dociekań był dotychczas niedostępny
lub nawet zakazany. Również w Polsce mieliśmy takie okresy,
kiedy nie na każdy temat można było rozmawiać. Pamiętam
sytuację, kiedy zwolniono z pracy na uczelni prof. Wincentego
Stysia, znanego ekonomistę, gdyż jego teorie i punkt widzenia
nie zgadzały się z obowiązującą doktryną
socjalistyczną. Również w naukach przyrodniczych obowiązywał
zakaz uprawiania pewnych teorii, np. genetyki formalnej,
ponieważ Józef Stalin miał swoją opinię na ten temat.
A obecnie, kiedy wydawałoby się, że można już oddychać
pełną piersią i wrócimy do dobrych tradycji uniwersyteckich,
moja uczelnia, mój Uniwersytet był jedyną uczelnią, która
odrzuciła wniosek o powrót teologii. Myślę, że jest to niepokojące
zjawisko. Kilka dni temu dostałem ciekawą książkę
księdza Mirosława Drzewieckiego: Czas przyłapany - Raptularz
niecodzienny 2005-2007. Pozwolę sobie zacytować tutaj
jeden z ostatnich zapisków (z dnia 16 listopada 2007 r.) zatytułowany
Wiara. Zaczyna
go cytat z Księgi
mądrości:
"Głupi z natury są
wszyscy ludzie, którzy
nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać
Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy, (.)
nie są bez winy: jeśli się bowiem zdobyli na tyle wiedzy, by
móc ogarnąć wszechświat - jakże nie mogli rychlej znaleźć
jego Pana?" (Mdr 13,1.8-9).
Dalej są już słowa ks. Drzewieckiego: "Zdumiewając się
ostrością sądu o ludziach uczonych wydanego przez mędrca
Starego Testamentu, piszącego pod natchnieniem Bożej
Mądrości, myślę o Święcie Wrocławskiej Nauki, które rozpoczęło
się wczoraj poranną Mszą św. W kościele Najświętszego
Serca Pana Jezusa, obok Politechniki Wrocławskiej.
Dostrzegłem niedaleko od ołtarza skromną grupę starszych
profesorów z jej rektorem Tadeuszem Lutym w pierwszej
ławce. (...) Nie widać było młodych twarzy. Jeszcze 20 i 30
lat temu mówiło się i po kolędzie można było sprawdzić,
że stara kadra profesorska, pochodząca ze Lwowa, to byli
przeważnie agnostycy. Bogu istnieć nie przeszkadzali, ale
żeby się nim zajmować? Można było w tej czy tamtej rodzinie
pośpiewać kolędy, ale zaproszenie na Mszę niedzielną
zbywali miłym uśmiechem. O biskupach i księżach
mówili krytycznie albo humorystycznie. Młodzi naukowcy,
już wrocławscy, byli bardziej przyjaźni Kościołowi. Wielu z
nich nawróciło się podczas "wojny jaruzelskiej". Ci są wierni
do dziś. Ale czy wychowali w duchu wiary młode pokolenie
swych następców?".
Dla mnie, profesora Uniwersytetu Wrocławskiego, pominięcie
Mszy świętej w zaproszeniu na obchody Święta Nauki
jest niedopuszczalne.
Profesor Tadeusz Luty
Wielce Szanowny Rektorze i Panie Przewodniczący, moi dystyngowani
towarzysze i ja odczuwamy, że zadano nam bardzo
trudne pytania. Cieszę się nawet, że nie otrzymałem tych
pytań wcześniej, bo z pewnością spędziłbym wiele czasu, zastanawiając
się, co odpowiedzieć, a doszedłbym do wniosku,
że i tak wiem tylko to, co wiedziałem przedtem. Czym dla
mnie jest prawda? Profesor Łukaszewicz dostarczył nam definicję
logiczną. Mnie bardzo
odpowiada podział na trzy
rodzaje prawdy autorstwa
księdza Józefa Tischnera.
Moje doświadczenie życiowe
wskazuje, że wygodnie jest
mieć różne prawdy w zanadrzu,
żeby się nimi kierować. Prawdę czuję intuicyjnie. Trochę
zdziwiłem się zaproszeniem do dyskusji, ale widzę, że
rektorzy podobnie jak politycy powinni się wypowiadać na
każdy temat, szczególnie jeśli dotyczy szeroko rozumianej
misji uniwersytetu.
Właśnie kwestią prawdy w misji uniwersytetu zająłem się,
chcąc kandydować na stanowisko rektora. Szukałem wtedy
na swój użytek definicji tej instytucji. Niestety, nikt w Europie
nie wydał instrukcji do obsługi uniwersytetu, a takie kompendium,
vademecum był by bardzo przydatne. Każdy rektor
szuka definicji, która posłużyłaby mu szczególnie wtedy,
gdy samotnie musi podjąć decyzję.
Ja jestem reprezentantem nauk, które przywiązują wagę do
definicji. Kiedy nie wiem, jak rozwiązać problem czy zadanie,
wracam do podstaw. Wiemy, że istnieje wiele różnych definicji
uniwersytetu. Dla mnie najpiękniejszą definicją jest ta
zaproponowana przez papieża Jana Pawła II - zwierciadło
kultury. Krótkie, esencjonalne stwierdzenie, w którym zawarte
jest wszystko to, co każdy chciałby widzieć w uniwersytecie.
Inna definicja uniwersytetu mówi, że jest to miejsce
służące odkrywaniu prawdy. Chcę wierzyć, że marzeniem
każdego uczonego jest zbliżenie się do prawdy, by odkryć
w sobie chwilę radości tworzenia. W życiu przeżywałem
chwile radości tworzenia i jeśli udawało mi się coś rozwiązać,
przewidzieć, to było to uczucie jakby dotykania
prawdy. Dlatego dla mnie prawda jest odczuciem.
Cieszę się bardzo, że uczelnia nową drogę jako uniwersytet
ekonomiczny znaczy, przygotowując seminarium poświęcone
tak ważnym i wielkim tematom; że zmianę nazwy traktuje
jako wyzwanie, a nie ukoronowanie dotychczasowych
sukcesów. Tak długo jak społeczność będzie trwała w tym
przekonaniu, tak długo uczelnia będzie kwitła. Kiedy zacznie
uważać, że wypełniła misję - będzie to początek jej końca.
Wracając do pytania o współczesny uniwersytet, jako
społeczność akademicka powinniśmy uderzyć się w piersi.
Wyłącznie od święta przywołujemy piękne słowa, na co
dzień zapominamy, że uniwersytet to wspólnota, której wielkość
wyznacza wielkość uczonych. A ich wielkość to ich
twórczość, która powinna rozwijać umysły, kształtować
młodych ludzi i zachęcać do zadawania pytań. Ich twórczość
jest też potrzebna, aby zapewnić postęp cywilizacyjny.
A co powinniśmy robić na uniwersytecie? Najprostsza
odpowiedź: powinnością jest robić wszystko solidnie.
W odniesieniu do badań podstawowych - powinny one pobudzać
i zaspokajać naszą ciekawość
i umysł. Otwierać się na
problemy teologiczne, filozoficzne
przyrodnicze, zadawać
pytania podstawowe. Ludziom
ciekawym i utalentowanym,
chcącym poświecić się takim
badaniom nie powinno się przeszkadzać. Dostrzegam tu rolę
państwa, które powinno tworzyć enklawy na takie badania.
Natomiast badania sprzyjające rozwojowi cywilizacyjnemu
powinny być realizowane pod kontrolą społeczeństwa, bo
tylko wtedy bezzasadne będzie mówienie, że źle wykorzystano
pieniądze podatnika.
Porównując naukę i sztukę w kontekście ich uprawiania,
wydaje się, że my naukowcy jesteśmy w trochę gorszym
położeniu niż artyści. Nauka z definicji opisuje teraźniejszość
i przeszłość. Z pytaniem o przyszłość zwróciłbym się do
artystów. Chociaż żyjemy dziś w takich czasach, że łatwiej
przewidzieć przyszłość, niż zrozumieć teraźniejszość.
W dyskusji o prawdzie chciałoby się widzieć aspekt często
zapominany, o którym jeden z przedmówców już wspominał.
O prawdzie należy mówić także w wymiarze moralnym
i etycznym. A zapominamy o tym i często nie kierujemy się
dobrze znanymi nam zasadami etyki i moralności, np. kiedy
piszemy nieobiektywne opinie o rozprawach naukowych i
pracach. Korzystając z przyzwolenia, wybieramy łatwą
ścieżkę niepogłębionej analizy, pisząc niepoprawne merytorycznie
opinie, piszemy więc nieprawdę. Wiemy, że aby napisać
negatywną recenzję trzeba się 10-krotnie więcej napracować.
Być może właśnie dlatego prace powstające w środowisku
naukowym i akademickim mają tak mało wartości,
nie są bowiem poddawane istotnej krytyce. Zapewne nie
musiałoby ich też tak wiele powstawać. Postępująca deprecjacja
wartości prac każe zastanawiać się czy powinniśmy nazywać
je nadal twórczością. Bicie się w piersi nie wystarczy.
Trzeba zacząć od wykonania rachunku sumienia, a następnie
doprowadzić do odrodzenia. Starajmy się postępować w
duchu słów Jana Pawła II - ofiarujmy posługę myślenia.
Profesor Maciej Sablik
Jestem dziekanem Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na
Uniwersytecie Śląskim, z wykształcenia matematykiem. W
mojej macierzystej uczelni prawda wpisana jest w dokument
misji i jest pisana tam z dużej litery. Uniwersytet poprzez badania
naukowe i twórczość artystyczną dąży do Prawdy, z
pełnym poszanowaniem odrębności postaw ideowych i metodologicznych.
I jest to - ujmując matematycznie - pewien
nasz aksjomat. Myślę, że w rozwijaniu nauk zwanych ścisłymi
szczególnie ważne jest zajęcie się tym, na czym się znamy
najlepiej. Tak jak w pewnej anegdocie, gdy dwóch matematyków
pokłóciło się o to, który
na którego spojrzał bardziej
niechętnym wzrokiem. To był
problem nie do rozwiązania.
Wtedy trzecia osoba zaproponowała:
zajmijmy się matematyką,
bo na tym się znamy. Jednak skupienie się tylko
na tym, na czym się znamy, prowadzi do ograniczenia. I tu
przypomina mi się kolejna anegdota. Grupa ludzi leciała balonem,
w wyniku burzy wylądowali na drzewie. Przechodzącą
osobę zapytali "gdzie jesteśmy", a ona
odpowiedziała "w gondoli balonu". Jeden z uczestników lotu
stwierdził: to musi być matematyk, bo udzielił odpowiedzi
precyzyjnej, absolutnie prawdziwej, ale kompletnie
bezużytecznej.
W matematyce nie ma problemów z dogmatami, o jakich
wspominał prof. Krzysztof Zanussi. Dostrzegam jednak wiele
dogmatów w naukach przyrodniczych, np. w zakresie dotyczącym
ekologii. Próbuje się narzucić stanowisko, argumentując,
że poparło je 100, 200 lub 1000 osób, więc jest to już
sprawa niepodważalna. Wyobraźmy sobie Kopernika - w naszych
czasach nie miałby szans na aprobatę dla swojej teorii.
Nauczycielom akademickim powinien przyświecać cel powiększania
zasobów wiedzy, także u studentów. Odwołam
się do cytatu znanego angielskiego poety Aleksandra Pope. W
utworze Rzecz o krytyce napisał wersety, które stały się już
idiomami w języku angielskim:
A little learning is a dangerous Thing;
Drink deep, or taste not the Pierian Spring.
W wolnym przekładzie na język polski znaczy to: mało wiedzy
jest rzeczą niebezpieczną, należy pić głęboko albo w
ogóle nie zbliżać się do źródła muz. Niestety w naszym codziennym
życiu spotykamy wiele przykładów osób, które
sprawują "rząd dusz", wpływają na opinię publiczną, lecz
mają małą wiedzę. Tak małą, że często nie wiedzą, że czegoś
nie wiedzą.
Nawiążę jeszcze do wypowiedzi prof. Krzysztofa Zanussiego,
dotyczącej opinii o średniowieczu, któremu czarny PR przygotowało
oświecenie. W tym "złowrogim" średniowieczu panowała
zasada dająca osobie prawo do udziału w dyskusji
pod warunkiem powtórzenia argumentów przeciwnika, aby
udowodnić, że je zrozumiała. Dzisiaj argumenty strony przeciwnej
są mało interesujące, a recenzent głównie mówi o
sobie. Profesor Luty mówił o konieczności przeprowadzenia
rachunku sumienia, mam nadzieję, że prawda, którą uprawiamy
na uniwersytetach, nie jest całą prawdą, ale że jest
tylko prawdą. Dodam, że atrybutem prawdy uniwersyteckiej
powinno być to, że jest ona i interesująca, i nowa.
Szkolnictwo i nauka od czasów średniowiecza przebyły
długą drogę. Szczególnie w ostatnich 50 latach nastąpiło
ogromne przyspieszenie, rozwój przemysłu i nauki. Nastała
era globalizacji. Słyszałem, że na świecie jest już milion fizyków,
profesorów fizyki trochę mniej. Na moim uniwersytecie
jest 30 profesorów fizyki, a studentów nie wielu więcej.
Mówiąc o odrodzeniu
obawiam się, że nastąpi
ono dopiero po tym, gdy
się wszystko zawali. Profesor
Tadeusz Luty mówił
o zamknięciu się uczelni
w wieży z kości słoniowej, mnie to środowisko bardziej
przypomina wieżę Babel. Niektórzy nasi koledzy mają przekonanie,
że są równi Bogu i właściwie niewiele im brakuje,
aby Boga zastąpić.
Profesor Bogusław Fiedor
Moi poprzednicy wypowiedzieli już wiele cennych opinii.
Analizując pojęcie prawdy, szukałem jej definicji w największej
światowej encyklopedii Leksykonie Webstera. Tam np. z
punktu widzenia logiki formalnej było ich kilkanaście. Istnieje
też wiele potencjalnych kryteriów prawdy: klasyczne, arystotelesowskie,
zgodność z faktami czy zdolność do przewidywania
na podstawie przyjętych przesłanek (pytanie, czy
zawsze prawdziwych).
Chciałbym się teraz odnieść do kwestii postmodernizmu jako
czynnika będącego zagrożeniem dla uniwersytetu w kontekście
poszukiwania prawdy. Dzisiaj dużą rolę odgrywa kryterium
użyteczności, a to prowadzi do atomizacji nauki, do
fragmentacji pewnego universum. Odkrywamy prawdy banalne,
cząstkowe, niepotrzebne. Fragmentaryzacja w nieunikniony
sposób prowadzi drogą, na której dokonują się
tzw. osiągnięcia, stające się podstawą do oceny indywidualnego
rozwoju i awansu naukowego. A Prawda ma przecież
kontekst holistyczny. Waga kryterium użyteczności zależy od
nacisku świata zewnętrznego, który oczekuje wyników w
nauce i badaniach. Jako rektor spotykam się z wymaganiami interesariuszy: studentów i pracodawców, aby kształcić
według kryteriów użyteczności. Mam jednak świadomość,
jak jest to niebezpieczne dla szeroko rozumianego poszukiwania
prawdy przez uniwersytety.
Chciałbym też powiedzieć kilka słów o kategorii prawdy w
kontekście nauk społecznych i ekonomicznych, którymi się
zajmuję. Dostrzegam zagrożenie i wielkie niebezpieczeństwo
w zjawisku kontradykcji - rozróżnienia faktów i wartości.
Okazuje się, że o sposobie postrzegania rzeczywistości często
decyduje posiadany przez nas system wartości. Karol Mannheim
pesymistycznie stwierdził, iż w naukach społecznych
nie ma możliwości obiektywnego poznania, czyli zbliżenia
się do prawdy. Według mnie jest taka możliwość pod warunkiem
wolności uprawiania nauki. Wolność tę rozumiem
jako ścieranie się różnych poglądów i sądów prowadzące do
prawd ogólnych. Dostrzegam jednak niebezpieczeństwo
nadmiernego poszukiwania paradygmatów; budujemy coraz
bardziej abstrakcyjne modele
i stajemy się ich niewolnikami.
Współczesna ekonomia
jest coraz bardziej
sformalizowana i "zmodelowana".
Barierą uniemożliwiającą
poznanie i zbliżenie
się do obiektywnej prawdy jest także redukcjonizm w naukach
społecznych.
Chciałbym jeszcze przedstawić osobistą refleksję, dotyczącą
słów Jana Pawła II "Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których
duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy". Miałem
dzisiaj okazję występować wspólnie z prof. Siemieniewskim
w radiu diecezjalnym "Rodzina". Mam nadzieję że jako
uczony, na pewno jako człowiek wiary. Powiedziałem tam,
że zgodnie z nauką Jana Pawła II, widzę autonomię dwóch
porządków poznania: przez refleksję naukową i przez wiarę.
Na tej właśnie ścieżce dominują kryteria etyczne i moralne.
Ta autonomia nie zajmuje się rzeczami transcentendalnymi,
egzystencjalnymi czy absolutem, którymi zajmują się nauki
teologia i etyka. Tak rozumiem znaczenie tego tekstu. Dziękuję
za uwagę.
Moderator - dr Marek Biernacki
Mam teraz wielki problem. Dysponujemy ogromnym potencjałem
intelektualnym. Nie chcę go zmarnować, ale muszę
podjąć decyzję i wybrać już tylko jedno z przygotowanych pytań.
Zacytuję teraz fragment tekstu Benedykta XVI.
"Stać na straży uwrażliwiania na prawdę, nie dopuścić, by
człowiek został oderwany od szukania prawdy. (...) Dlatego
w tym punkcie nawet ja nie mogę udzielić właściwej odpowiedzi,
ale raczej chcę zachęcić do pozostania z tym pytaniem
w drodze (...) o prawdę, która ciągle jest poza
jakąkolwiek prostą odpowiedzią" (BXVI La Sapienza) Papież,
który na początku swego przemówienia mówi, że z natury
papiestwa wynika, iż jest on tym, który troszczy się o słuszną
drogę i spójność całości, który z wielką pewnością mówi, że
Jezus jest Drogą, Prawdą i Życiem - tutaj wyraża swoje
pozostawanie w drodze, gotowość do szukania, do stawiania
pytań... Moje pytanie jest bardzo osobiste. Jak
Panowie przeżywają, z całym swoim potencjałem wiedzy,
tę gotowość do nieustannego szukania, pytania, badania;
jak wygląda to bycie w drodze takich osób jak Wy?
Jarosław Obremski
Zawsze towarzyszyło mi głębokie przekonanie o istnieniu absolutu.
Jeśli jest absolut, jest prawda. W cytacie z papieża
znajduję poparcie dla mojego sposobu myślenia. Jestem
głęboko przekonany, że istnieje coś, co jest Prawdą. Matematyczna
definicja prawdy, o której wspominał prof.
Łukaszewicz, nie jest w tym
wypadku w żadnej sprzeczności.
Mój absolut sam siebie
ogranicza w sensie pewnej logiki.
Myślę, że istnieje porządek
we wszechświecie i nie badamy
czegoś nieprawdziwego
tylko zbliżamy się do prawdy. Słowo "badamy" odnosi się zarówno
do działalności naukowców, jak i każdego z nas -
przez doświadczenie oparzenia się gorącym mlekiem czy zacięcia
się przy goleniu zbliżamy się do jakiejś prawdy. W
moim przekonaniu istnieje bardzo duży sojusz religii i nauki.
Nie twierdzę, że te dwie przestrzenie nie iskrzą, ale uważam,
że to iskrzenie jest interesujące. Mówiąc o zbliżeniu myślę, że
antytezą do religijności nie jest ateizm, lecz gnoza i przesądy.
I w tym znaczeniu religijność i nauka są bardzo blisko.
W dzisiejszej rzeczywistości pojawiły się narzędzia: komputer,
Internet, które znacząco zaburzyły dotychczasową hierarchizację.
Ja, magister chemii, mogę w krótkim czasie
poznać pewien wycinek wiedzy (korzystając np. z Wikipedii)
i bez obaw wdać się w merytoryczną dyskusję z profesorem.
Dzisiaj nauki się nie dobudowuje, lecz gromadzi po
kawałku. W naszej rzeczywistości doskwiera mi również zjawisko
"umasowienia" wszystkiego. Każdy może np. pisać i
wielu pisze, tylko tak niewielu już czyta. Jest wiele zjawisk, w
które muszę uwierzyć, np. że jest efekt cieplarniany. W
dłuższej perspektywie nowe narzędzie zmieniające rzeczywistość
i masowość nie kłócą się z tym, że pytanie, czym jest
prawda, trzeba zadawać.
I wracamy tu do roli uniwersytetu, który powinien być miejscem,
gdzie zadaje się pytania, wchodzi z opiniami pod prąd,
zmusza do myślenia. Kończąc wypowiedź życzę politykom,
aby dobrze płacili tym, którzy potrafią i mają odwagę zadawać
pytania podstawowe.
Profesor Krzysztof Zanussi
Od kilkunastu lat mam zaszczyt zasiadać w Komisji papieskiej
zajmującej się problemami kultury i dialogu ze światem
osób niewierzących, a więc światem, który w naszym kręgu
cywilizacyjnym jest coraz liczniejszy i coraz bardziej dominujący.
Mówimy, że wiara powinna być mocna, czyli
pewna. Z moich doświadczeń wysnuwam takie spostrzeżenie:
nic tak nie utwierdza ludzi w ich niewierze, jak
pewność zadufków, którzy mówią, że wiedzą. Jest to stwierdzenie
na pozór zawiłe i w tym tkwi pułapka. Z drugiej
strony nie mogę pojąć, jak obcowanie z tajemnicą może w
kimś zostawić poczucie pewności. A jeśli jest pewność to
znaczy, że problem został zamknięty, wyłączony z analiz,
temperatura dyskusji może spaść. Otóż obcowanie z prawdą
i obcowanie z wiarą jest gorące. Co chwilę płynący czas niszczy
to, co przez moment było wiadome. Wieczorem tak,
rano nie. Podobnie jak w miłości - nie da się jej zamknąć,
zamrozić, nie da się powiedzieć już ją mam - ona się staje.
Obcowanie z prawdą, czyli wiarą, jest takim stawaniem się.
Natomiast, jeśli ktoś potraktował ją statycznie i powiedział:
ja już jestem wybrany, wy, reszta, jesteście skazani - bo Pan
Bóg was nie lubi, skoro was nie wybrał. Takie bluźnierstwo
pleni się ostatnio powszechnie
i to szczególnie wśród
osób wierzących, którzy tak
myśląc, nazywają siebie wyróżnionymi.
Jest to nadzwyczaj
wstrętne. Jest pewne
wytłumaczenie tej nieprawomyślności.
Żartobliwy obraz
tego bluźnierstwa jest w
opublikowanej anegdocie
księdza Tischnera. Jej bohaterem
jest góral, który zwrócił
się z pytaniem do Boga: dlaczego
nic mi się nie udaje,
żona chora, stada padają, nie
mam plonów? A Bóg z nieba
na to: bo ja cię, Józek, jakoś
nie lubię.
Wyobrażenie o Bogu, który
miałby tak ludzkie, kapryśne,
humorzaste cechy, który jednego
by lubił, innego nie,
który jest z takiego naszego
świata, którego możemy
pojąć - jest paskudne, pogańskie.
Tacy byli greccy bogowie:
kapryśni, mściwi,
złośliwi. Takiego wyobrażenia
Boga musimy się
strzec, bo nie tylko innym,
ale także sobie robimy tym
krzywdę.
Ksiądz prof. biskup Andrzej Siemieniewski
Po raz drugi wypada mi zauważyć, że pytania, które stawiamy,
problemy, którymi zajmujemy się dzisiaj, nie są
nowe. Są odbiciem problemów dostrzeganych już przez starożytnych
chrześcijan. Dotyczy to np. zadufania niektórych
chrześcijan, którzy są przekonani, że z samej lektury Pisma
Świętego dowiedzą się, jak został stworzony świat i jak funkcjonuje.
Nie uważają, że lektura Pisma Świętego w tym zakresie
wymaga uprzedniego poznania wyników nauk
przyrodniczych. Jest to tak zwany fundamentalizm biblijny.
Ta ich pewność staje się obecnie i mogła stawać się w przeszłości
przeszkodą dla niewierzących osób ze świata nauki.
Problem na styku nauki i wiary z 420 r. n.e. możemy zaobserwować
w wypowiedzi św. Augustyna, który opisał to w
swoim komentarzu do opisu stworzenia w Księdze rodzaju.
Oto, co się stanie, gdy specjaliści przyrodnicy będą przekonywani
do wiary argumentami stojącymi w jawnej
sprzeczności z wynikami naukowego rozumowania lub eksperymentu:
"Jeśli przychwycą chrześcijanina na błędzie w tych sprawach,
które świetnie znają, jeśli usłyszą, jak wygłasza on swoje
niemądre opinie, powołując
się na nasze Pismo
Święte, jakże będą mogli
uwierzyć temu Pismu, gdy
mówi o zmartwychwstaniu
umarłych, o nadziei życia
wiecznego i o królestwie niebieskim, skoro uważają stronice
Biblii za pełne błędów w tych sprawach, które możne poznać
przez doświadczenie i niezawodne rozumowanie?"
(De Genesis ad litteram).
Powrócę jeszcze do definicji prawdy: słyszeliśmy, że jest ich
wiele. Warto zauważyć, że mamy także ewangeliczną definicję
prawdy. Jezus mówi: "Ja jestem Prawdą", i w tej samym miejscu
Ewangelii dołącza pojęcie drogi, mówi: "Ja jestem Drogą,
Prawdą i Życiem". Tak właśnie rozumiem wypowiedź papieża
Benedykta. Każdy chrześcijanin, także papież jest w drodze, w
drodze do przygody chrześcijańskiej. Spotkanie z Drogą, którą
jest Chrystus jest nie ukoronowaniem, lecz zapoczątkowaniem
przygody, w tym również przygody intelektualnej.
Profesor Józef Łukaszewicz
Bycie w drodze... I ja zacytuję słowa Jezusa "Jeżeli będziecie
trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami
i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (J 8, 31-32).
Głębokie słowa, obiecujące słowa. Trwanie w nauce. W
ciągu swojego długiego życia ciągle jestem w drodze i ciągle
prawdy szukam. Ostatnio zapoznałem się nieco z nową biblistyką.
Biblia, ta najważniejsza natchniona księga, przechodzi
teraz bardzo krytyczną ocenę z punktu widzenia tego, co w
niej jest zapisane. Dzisiaj gorszy nas jej okrucieństwo, wielka
zarozumiałość, ciągłe sprzeniewierzanie się Bogu. Księga ta pisana była przez ludzi tamtego okresu w zakresie pojęć
dostępnych wtedy i z ich punktu widzenia. Władcy świeccy,
zdobywając miasta, mordowali lub brali w niewolę ludność
- taka była rzeczywistość, więc uważano, że tak jest, bo Pan
Bóg na to pozwala. Dlatego Żydzi w podobny sposób weszli
do Ziemi Obiecanej.
Podkreślić należy, że słowa Nowego Testamentu nie muszą
być słowami historycznego Chrystusa. Ewangeliści ujęli rzeczywistość
w takiej formie, aby była przez ludzi zrozumiana.
Pismo Święte pozwala mi odkrywać prawdę.
I jeszcze ostatnia refleksja. Już kilkadziesiąt lat temu miałem
kontakt z Włochami reprezentującymi ruch Comunione e
Liberazione. Przyjeżdżali do nas licznie, chcieli bowiem
zaobserwować, jak funkcjonują chrześcijanie pod władzą
komunistyczną. Obawiali się, że we Włoszech może dojść
do przejęcia władzy przez komunistów i chcieli się do tego
przygotować. Stało się inaczej, ale nie przewidzieli innych
scenariuszy, takich jak przypadek Uniwersytetu La Sapienza
w Rzymie, kiedy na inaugurację roku nie zaproszono papieża
Benedykta XVI. Na szczęście pojawił się list polemiczny,
w którym zbijano argumenty przeciwników
zaproszenia papieża Benedykta
na uroczystości i udowodniono,
że słowa papieża
były obroną, a nie potępieniem
Galileusza.
Mam nadzieję, że szok, jaki
na uniwersytetach wywołało
to zdarzenie, otworzył wielu osobom oczy i doprowadzi do
uzdrowienia i naprawy uniwersytetów. Jako optymista
głęboko w to wierzę.
Profesor Tadeusz Luty
Wspomniany tu Galileusz powiedział, że dwie prawdy:
nauki i wiary, nie powinny być ze sobą w sprzeczności. I
właśnie dla zachowania tej równowagi między nauką a
wiarą potrzebna jest pokora. Kto w swojej twórczości nie
doznał porażki - bo nie rozwiązał problemu, nie sprawdziła
się jego myśl, nie odkrył rzeczy nowych - ten nie wie, że
każde odkrycie odbywa się przez całą serię niepowodzeń,
a one uczą pokory wobec obiektu badań czy problemu, a
uczucie pokory koresponduje z życiem duchowym. Bardzo
nam w życiu pomaga.
Profesor Maciej Sablik
Mówimy o drodze. W matematyce jest takie pojęcie ,,transformacja
kroku pielgrzymiego". Krok pielgrzyma polega na
wykonywaniu dwóch kroków do przodu i jednego w tył. W
ten sposób pielgrzymowali pątnicy udający się do Santiago
de Compostella, chcąc by pielgrzymka trwała dłużej. Pracując
jako naukowcy nie w pełni jesteśmy świadomi, że tak
właśnie wygląda nasza droga badawcza. Często musimy się
cofnąć, aby z innej perspektywy ocenić wyniki. Niebezpieczeństwo
pojawi się, jeśli po osiągnięciu jakiegoś sukcesu
nie potrafimy wejść na nową ścieżkę. W nauce istnieje poczucie
estetyki, więc warto choćby zadawać pytanie, czy
można zrobić coś lepiej, ładniej, może inaczej. Rodzą się
wtedy nowe inspirujące problemy.
Ja bardzo dobrze czuję się na takiej drodze. Pracownicy
naukowi, narzekając na niskie pensje i różne przeżywane
trudności, rzadko mówią, że dzięki pracy na uczelni dłużej
zachowują wewnętrzną młodość. Dla nauczyciela akademickiego
cenne są też spotkania z młodymi osobami. Uniwersytet
to przecież nie tylko korporacja uczonych, ale to
wspólnota z młodymi ludźmi, którzy przychodzą co roku i
chcą wejść z nami w kontakt. Dlatego nie fascynuję się
e-learningiem, bo uważam, że bezpośredni kontakt z nauczycielami
i rówieśnikami jest niezwykle ważny. Dla mnie
studenci to towarzysze drogi. Zauważyłem, jak oni się zmienili.
Kilkanaście lat temu byli zagubieni, trzeba było prowadzić
ich za rękę, pokazywać wszystko. Dzisiaj wielu z nich
to osoby ukształtowane światopoglądowo, z szeroko rozbudzonymi
potrzebami intelektualnymi.
I jeśli Pan Bóg zechce mnie
zachować jeszcze jakiś czas na tej
drodze, to będę się cieszył.
Profesor Bogusław Fiedor
Nawiążę do słów prof. Tadeusza
Lutego, który mówił o pokorze w nauce. Jeśli uważamy się
za ludzi wiary, a jednocześnie uprawiamy naukę, to musimy
pamiętać o przeciwieństwie pokory, którą jest pycha.
Jest ona dla nauki, dla poznania naukowego, wielkim niebezpieczeństwem
w wymiarze indywidualnym i zbiorowym.
To moja pierwsza konstatacja.
Według mnie poszukiwanie prawdy to służenie dobru,
służenie na miarę swoich możliwości i talentów. Pozostaje
odpowiedzieć sobie na pytanie, co to jest dobro, ale jest to
tak samo trudne pytanie, jak pytanie o prawdę. Inspirującą
podpowiedź możemy znaleźć w nauczaniu kościoła. Wspomina
o tym św. Augustyn, gdy mówi, że wartość ma to, co
służy dobru wspólnemu. Dla mnie jest to kategoria, która
łączy dwie drogi poznania: drogę opartą na refleksji naukowej
i wierze.
Moderator - dr Marek Biernacki
Przychodzi mi zakończyć spotkanie, bo czas nagli. Chociaż,
jak mówił Sokrates, gdy mówimy o prawdzie, to zapominamy
nawet o przyjemnościach. Prawda jednak oznacza
coś więcej niż wiedza: poznanie prawdy ma na celu poznanie
dobra. To również jest sensem pytań Sokratesa: czym
jest dobro, które czyni nas prawdziwymi?
Poważne drogi odpowiedzi na problem sensu spełniającego
rozumność mogą być tylko dwie:
Pierwsza to nauka. Jan Paweł II w przemówieniu do ludzi
nauki zauważył: "Nauka całości prowadzi w naturalny sposób
do zadania pytania dotyczącego samej całości. Pytanie
to wewnątrz takiej całości nie znajduje odpowiedzi. Rozum
naukowy każe zmierzyć się z problemem na granicy tajemnicy.
Tej tajemnicy, o której Einstein powiedział, że jest
podstawowym uczuciem stojącym u kolebki prawdziwej
sztuki i nauki." Druga to spotkanie. "Nie poprzez skrupuły
- pisze Camus - człowiek staje się wielkim, spełnia się.
Wielkość przychodzi poprzez łaskę Boga, tak jak piękny
dzień."
"Ta prawda, którą Bóg objawia nam w Jezusie Chrystusie,
nie jest sprzeczna z prawdami, do jakich można dojść drogą
refleksji naukowej. Przeciwnie, te dwa porządki poznania
prowadzą do pełni prawdy. Wiara i rozum są jak dwa
skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji
prawdy. Sam Bóg zaszczepił w ludzkim sercu pragnienie
poznania prawdy, którego ostatecznym celem jest poznanie
Jego samego, aby człowiek - poznając Go i miłując -
mógł dotrzeć także do pełnej prawdy o sobie."
Pamiętam chwilę poświęcenia płaskorzeźby Jana Pawła II
w holu uczelni. Życzyłem
wtedy pracownikom i studentom
oraz gościom, aby te
słowa Jana Pawła II stały się
codzienną prowokacją dla
naszego życia. Tak jak podkreślił
prof. Zanussi - to jest
ciągła droga. Tak mówił biskup
Siemieniewski, cytując słowa Benedykta XVI: "U początku
bycia chrześcijaninem nie ma żadnej filozofii,
mądrości, jest tylko wydarzenie spotkania" (Encyklika "Deus
caritas est").
Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem jest wejście na tę
drogę i bycie uważnym. W tę wizję wpisuje się okrzyk prof.
Zanussiego: mając do wyboru wolność czy prawdę, wybieram
prawdę. Im jakaś wartość ze swej natury jest propozycją
dla życia, tym bardziej problem przestaje być sprawą
rozumowania. Staje się problemem moralności, czyli miłości
do prawdy bardziej niż do siebie samego. Dostojewski w
Biesach napisał: "Chrystus jest prawdą, lecz gdyby mi powiedziano,
że Chrystus jest tu, a prawda gdzie indziej, porzuciłbym
prawdę, aby przylgnąć do Chrystusa". Mój
przyjaciel ks. Giussani stwierdził, że to zdanie nie jest zdaniem
chrześcijańskim; lgnę do Chrystusa, ponieważ On jest
prawdą (Luigi Giussani Zmysł religijny, s. 56-57).
Profesor Bogusław Fiedor
Gospodarzowi przystoi otwierać i zamykać spotkanie.
Było to wydarzenie piękne i pouczające. Dziękuję, że
mogłem z Państwem w nim uczestniczyć.
Benedykt XVI do La Sapienza 2008 r.
... a czym jest uniwersytet? Jakie jest jego zadanie? Jest to
gigantyczne pytanie, na które raz jeszcze mogę postarać się
odpowiedzieć jedynie jak w telegraficznym skrócie kilkoma
uwagami. Myślę, iż można powiedzieć, że prawdziwy,
głęboki początek uniwersytetu leży we właściwym człowiekowi
pragnieniu poznania. Chce on wiedzieć, czym jest
to wszystko, co go otacza. Chce znać prawdę. W tym
sensie bodziec, który doprowadził
do narodzin zachodniego
uniwersytetu, dostrzec
można w stawianiu sobie
pytań przez Sokratesa.
Jan Paweł II fragment
encykliki "Fides et ratio"
"Im bardziej człowiek poznaje rzeczywistość i świat, tym lepiej
zna siebie, a zarazem coraz bardziej naglące stają się
pytania o sens rzeczy i jego własnego istnienia. Od odpowiedzi
na te pytania zależy bowiem, jaki kierunek człowiek
winien nadać własnemu życiu."(.)
Jan Paweł II Jasna Góra 1979 r.
"Zadaniem uniwersytetu jest także uczyć, ale w gruncie rzeczy
jest on po to, żeby człowiek, który do niego przychodzi,
który ma swój rozum już nieco rozwinięty i pewien zasób
doświadczenia życiowego, nauczył się myśleć sam. Uniwersytet
spełnia swój cel, gdy w określonej wspólnocie
ludzi, przy pomocy środków o charakterze naukowo - twórczym
prowadzi do tego, że się rozwija człowiek, że się wyzwala
jego wszechstronny potencjał duchowy. Potencjał
umysłu, woli i serca. Instytucja uniwersytetu jest jednym
z arcydzieł ludzkiej kultury. Zachodzi tylko obawa, czy to
arcydzieło nie ulega w dzisiejszej epoce odkształceniu
i to w wymiarze globu."
|