Chciałbym przede wszystkim przypomnieć najbardziej
sugestywne odkrycia albo akcenty oraz najbardziej znaczące
słowa całego intelektualnego i afektywnego życia w minionym
roku, mając na uwadze novum drogi, którą musimy podjąć. W
spojrzeniu na rok przeszły jest bowiem już zawarta sugestia
nowego skoku naprzód naszej świadomości (ponieważ trzeba, żeby
nasza świadomość żyła, w przeciwnym razie rozwieje się samo
poczucie własnego ja). Można streścić w trzech punktach
akcenty i słowa, które powtarzaliśmy, i które najbardziej nas
oświeciły.
Świadomość (poczucie) własnej osoby. Największą
przeszkodą w naszej ludzkiej drodze jest "zaniedbanie" swojego
ja. Zatem pierwszym punktem drogi prawdziwie ludzkiej jest coś
przeciwnego do owego zaniedbania, to znaczy zainteresowanie
własnym ja, własną osobą. Zainteresowanie, które zdawałoby się
jest rzeczą oczywistą, tymczasem wcale tak nie jest: wystarczy
popatrzeć na nasze codzienne zachowanie, żeby zobaczyć jakie
cechują je olbrzymie strzępy pustki świadomości i zaniki
pamięci.
Więź mojego ja z Tajemnicą. Trzeba dosłownie okaleczyć
sobie mózg, żeby móc oprzeć się wrażeniu - najsilniejszemu z
możliwych - obecności Tajemnicy, która surround, otacza
(owija) nasze istnienie i wszystko to, co w niej się zawiera.
Tajemnica owija, przyobleka i ostatecznie określa wszystko -
cały kosmos, razem ze mną, małym punktem wewnątrz. I określa
go tajemniczo ("da" Mistero), to znaczy tak, że nie jesteśmy w
stanie odkryć ani zrozumieć tej definicji. Jedynie jeśli
Tajemnica się nam objawi, możemy rzeczywiście złapać oddech i
wreszcie określić się. Jedynie jeśli Tajemnica się objawia
możemy zrozumieć.
Życie jako misja. Pomimo całego naszego rozproszenia i
kalectwa, wyraźnie odczuwamy życie jako impuls - bodziec,
uderzenie - który pcha nas w kierunku wszystkiego co realne;
nie nieświadomie, lecz ze względu na konieczność dostarczenia
znaczenia. Tak więc odczuwamy życie jako impulsu do stawienia
czoła światu, z sensem trzymanym w dłoni, jak znicz
olimpijski, i do zajęcia świata tym sensem, tym płomieniem.
Sens jest wyzwaniem które człowiek, co wcześniej sam został
przez niego dosięgnięty, rzuca wszystkim. Gdyby tego nie
czynił stałby się okaleczony i upośledzony w swoim
człowieczeństwie.
Musimy rozwinąć te trzy schematycznie przedstawione
akcenty.
1. Ukonstytuowany podmiot
Pierwszym naszym punktem zainteresowania jest podmiot:
chcemy, żeby podmiot ludzki był ukonstytuowany, a zatem, żeby
mój ludzki podmiot był ukonstytuowany - żebym zrozumiał czym
jest i miał tego świadomość. W istocie jest on tym, co
znajduje się u korzenia wszystkich moich działań (akcji,
azioni). Poruszanie się jakiegoś podmiotu (każde "dążenie ku")
nazywa się działaniem (akcją, azione); akcja jest dynamiką
więzi z jakąkolwiek osobą i rzeczą. Jeśli wiem czym jest mój
podmiot, to wszystkie moje relacje są świadomie rządzone,
zdominowane, określone przeze mnie: są "moje". Nie
zaniedbywanie własnego ja stwarza możliwość mówienia "moje" na
serio - moje jest to upodobanie, mój jest ten człowiek, moja
ta kobieta, moje jest to dziecko, które urodziła moja żona,
moje są gwiazdy -.
Aby móc powiedzieć na serio moje trzeba jasno postrzegać
konstytucję własnego ja. Stąd też pierwszą troską, stale nam
towarzyszącą, jako podstawowa cecha charakterystyczna
wszystkich naszych dociekań i refleksji, była troska, abyśmy
stali się świadomi decydującego, determinującego wpływu jaki
wywiera na nas to, co Ewangelie streszczają w słowie "świat",
a co jawi się jako nieprzyjaciel wszystkiego, co jest godne
mojego ja, co przyczynia się do solidnego i trwałego
dojrzewania ludzkiej osobowości. Jeśli ktoś ośmielił się
nadepnąć nam na piętę, reagujemy od razu, obrzucając go
groźnym spojrzeniem; jeśli natomiast depcze naszą osobowość, w
taki sposób, że zostaje ona dosłownie zdławiona, albo do tego
stopnia upokorzona, że przestaje być zdolna do działania i
otępiała, to znosimy to "spokojnie" każdego dnia. Świadomość
tego faktu, każe nam raz po raz rozważać jakiś temat, odkrywać
w jaki sposób poddani jesteśmy wpływom i obciążeni przez
jakieś a priori albo pogląd zrodzony pod presją, wywieraną na
nas, za pośrednictwem mas mediów i innych narzędzi (jak
szkoła, polityka, itd.) przez świat - przez to, co nas otacza.
Za coraz bardziej kruchą maską słowa "ja" kryje się
dzisiaj wielkie zamieszanie. Jedynie opakowanie tego słowa
zawiera pewną konsystencję. Zaledwie jednak wypowie się je,
nie pozostaje po nim nic, tylko echo pustego brzmienia. Słowo
"ja" pełne jest zapomnienia - mianowicie zapomnienia tego, co
najbardziej żywotne i ważne dla mnie. Koncepcja i poczucie
własnego ja są w naszej cywilizacji tragicznie mętne. Rozwój
jakiejś społeczności określić można jako "obywatelski", im
bardziej wydobywa on na wierzch i wyjaśnia wartość
pojedynczego ja, wartość osoby - ponieważ nie ma ludzkości bez
konkretnego ja, bez pojedynczej osoby.
W naszym barbarzyńskim stuleciu "faworyzowany" jest
wielki zamęt w pojmowaniu słowa ja. Ja zostało zdeklasowane do
pojęcia czysto opisowego, wskazującego: tak jak się mówi
szklanka albo butelka, tak samo mówi się ja (trzeba właściwie
posługiwać się jakimś słowem, żeby móc się zrozumieć!).
Nieuniknioną i strasznie tragiczną konsekwencją tego
wprowadzonego zamieszania, w którym rozmywa się rzeczywistość
ja, jest zniszczenie słowa "ty". Dzisiejszy człowiek nie jest
w stanie świadomie powiedzieć do nikogo "ty": to nieuniknione
kontrreakcja braku podmiotu, braku ja. Ja jest czymś jakby
płynnym, falującym, w "aer perso" ("powietrzu porażki") o
której mówi Dante, w atmosferze mrocznej, posępnej, ciemnej,
gdzie panują zamieszanie i sprzeczność. Nie ma większej
dehumanizacji niż zaprzepaszczenie ja: to właśnie jest
dehumanizacja naszych czasów.
McIntre, w jednej ze swoich książek, opisuje tego rodzaju
sytuację używając pojęć, które zachęcają nas do wyrażenia tak
poważnych sądów: "Przeszkody społeczne - zauważa - płyną
dzisiaj z faktu, że nowoczesny świat dzieli każde ludzkie
życie na niezliczoną ilość segmentów". Kultura dzisiejszego
społeczeństwa produkuje obraz i świadomość ludzkiego ja jako
zbioru segmentów albo fragmentów. Każdy segment, każdy
fragment - więź uczuciowa, praca, religia, wypoczynek,
rozrywka, itd. - rządzi się swoimi prawami, posiada stabilnie
ustaloną i bezwzględnie obowiązującą dynamikę (istnieją reguły
gry w piłkę nożną i inne reguły dla więzi mężczyzny i kobiety,
albo dla potwierdzenia się we własnej pracy, itp.). Każdy
segment rządzony jest przez jego własne prawo: i stąd wydaje
się że cała rzeczywistość jakby poddawana była wstrząsom.
"Wynikiem tego rodzaju postawy kulturalnej i psychologicznej
jest niwelowanie każdej konstrukcji do fragmentów",
rozproszeni na ziemi i jeden walczy przeciwko drugiemu. Jak po
gwałtownym trzęsieniu ziemi, nie ma już domu i nie ma
miejscowości; widać tylko zwaliska kamieni, fragmenty murów,
"wielka ruina", o której znowu mówi Dante.
2. Wydarzenie
Pozytywną odpowiednią na dramatyczne rozproszenie, w
którym każe nam żyć społeczeństwo, jest wydarzenie. Jedynie
pewne wydarzenie - na razie pozostawmy je bez dodatkowych
określeń - może uczynić jasnym i świadomym ludzkie ja w jego
konstytutywnych czynnikach. Oto paradoks, którego nie jest w
stanie tolerować żadna filozofia i żadna teoria -
socjologiczna albo polityczna: że nie analiza, nie rejestracja
uczuć i odczuć, ale wydarzenie jest katalizatorem, który
umożliwia wyraziste wypłynięcie na wierzch, czynnikom naszego
ja, umożliwia ich układanie się w kompozycję na naszych
oczach, przed naszą świadomością, z niezachwianą jasnością,
trwałością, stabilnością. Wydarzenie jest tym, co czyni
ludzkie ja adekwatnym podmiotem działania (akcji), które
"niesie" świat. Nie bez powodu działania człowieka nazywamy
"gestami". Słowo "gest" wskazuje na relację z rzeczywistością,
o ile relacja ta potwierdza, niesie z sobą (gerit) jakieś
znaczenie (o zwierzęciu nie sposób powiedzieć, że spełnia
"gesty"). Wolność, nie-niewola, a więc godność w układaniu
relacji z rzeczywistością, płynie z posiadania jasności na
temat czynników naszego ja (ja jest ukrytym podmiotem każdej
akcji, każdego dążenia do posiadania, do potwierdzenia się do
samorealizacji). A jasność ta nie może pochodzić z naszej
refleksji, lecz jedynie z wydarzenia: to wydarzenie przynosi z
sobą ową jasność.
Mówił Péguy w Notre jeunesse: "tym, co najbardziej
nieprzewidziane jest zawsze wydarzenie". Wydarzenie jest więc
"czymś" co zjawia się niespodzianie: w sposób nieprzewidziany,
nieoczekiwanie, nie jako konsekwencja jakichś uprzednich
czynników. Faktycznie, słowem najbliższym słowu "wydarzenie"
jest słowo "przypadek" (caso); słowo "przypadek" określa coś,
czego obecność nie jest wcale oczywista. Wydarzenie jest
zatem, można by powiedzieć, dla naszego rozumu, dla naszych
zdolności czymś zupełnie i ostatecznie przypadkowym. Co
więcej, dla naszych zdolności badawczych i poznawczych,
wydarzenie jest właśnie takim, o ile jest nieuchwytne, ma w
sobie coś, co się nam wymyka.
Wydarzenie charakteryzuje się nieprzewidywalnością
(imprevedibile) i nieprzewidzianością (imprevisto) (jest
nieoczekiwane o tyle, o ile ze swej natury jest
nieprzewidywalne). To, co ma moc wyjaśnienia mi mnie samego
jest zatem czymś, co przenika horyzont i atmosferę mojej
egzystencji jak jakiś dziwny, obcy meteoryt. Nie jestem w
stanie go przewidzieć i stąd, ostatecznie, zrozumieć, ponieważ
to co nieprzewidywalne nie jest również zrozumiałe.
Tak więc to, co niezrozumiałe, nieprzewidywalne, rozpala
- jak zapałka rozbłyskująca ogniem - światło prawdy na temat
nas samych. To wskutek wciśnięcia się (intruzji) tej
irracjonalnej i obcej "rzeczy" - której nie jest w stanie
pojąć nasz rozum, którą nie sposób rozporządzać według
własnych miar, która przekracza i rozsadza wszystkie nasze
miary, której nie można sprowadzić (nawet w najbardziej
przebiegły sposób) do naszych myśli - w ciemnościach naszej
egzystencji zaczyna się pojawiać światło ukazujące prawdę o
nas samych, a pośród zamieszania zaczyna ustalać się jakiś
porządek. A stąd zaczynają rodzić się jakieś zainteresowanie i
uczucie (miłość) do samego siebie, czułość i współczucie w
stosunku do innych, powaga w obliczu dzisiejszych programów, a
zwłaszcza tych jutrzejszych.
Lecz jeszcze dalej. W książce na temat Péguy'ego
francuski krytyk literacki Finkelkraut, komentując wcześniej
cytowane przez nas zdanie, pisze: "Wydarzenie jest czymś, co
wdziera się z zewnątrz. Czymś nieprzewidzianym. To właśnie
jest najwyższa metoda poznania [poznanie jest znalezieniem się
wobec czegoś nowego, wobec czegoś dla mnie obcego, czegoś nie
skonstruowanego przeze mnie]. Trzeba z powrotem przywrócić
wydarzeniu jego wymiar ontologiczny nowego początku.
Wydarzenie jest wtargnięciem nowego, które łamie tryby [rzeczy
już ustalonych, definicji już danych], które wprawia w ruch
jakiś proces".
Słowo wydarzenie jest więc centralne dla każdego typu
poznania. Wiele lat temu odbywałem wędrówkę ścieżką wspinającą
się z jakiejś miejscowości doliny Val Gardena na górę Pana,
blisko Sasso Lungo. Spotkałem dziewczynę, która wpatrywała się
w ziemię i zbierała kamienie, raz tu, raz tam. Po chwili
zrozumiałem: zbierała skamieniałości, ta okolica rzeczywiście
była w nie bogata, jak zresztą całe Dolomity. Otóż to, kiedy
owa dziewczyna napotykała na jakiś kamień ze wzorem
charakterystycznym dla skamieniałości, dokonywała "odkrycia":
w jej życie wkraczało wydarzenie i pozwalało jej poznać coś
więcej.
Podobnie jest z poznaniem własnego ja. To wydarzenie -
"wtargnięcie jakiegoś novum" - wprowadza w ruch proces,
wskutek którego ludzkie ja zaczyna nabierać świadomości samego
siebie, czułości wobec siebie, zaczyna zdawać sobie sprawę z
przeznaczenia, ku któremu zmierza, z drogi, którą przebywa, z
praw jakie posiada, z obowiązków, które winno wypełniać, ze
swojej wewnętrznej fizjonomii. To wydarzenie daje początek
procesowi, dzięki któremu człowiek zaczyna mówić ja z
poczuciem godności. I gdyby ktoś inny nie respektował tej
godności, gdyby w jakiś sposób chciał go podeptać, zniewolić,
użyć jako swojej "rzeczy", to wówczas ów człowiek
przeciwstawił by się temu, ponieważ odczułby to wszystko jako
przemoc najgorszą z możliwych.
Musimy pójść krok dalej. Popatrzmy w skrócie na
dotychczasowy tok rozumowania. Zatrzymałem się na zamieszaniu,
które popierane przez władzę, dominuje w naszym
społeczeństwie, jeśli wziąć pod uwagę świadomość ludzkiego ja
(wsiądźcie do tramwaju pełnego ludzi: nikt, statystycznie
rzecz biorąc, nie ma świadomości własnego ja; jeśli postawicie
im jakieś, dotyczące tej sprawy, pytanie, pozostaną tak
obojętni, albo zgorszeni, że będą się z was "śmiać za
plecami"). Jest to ostatnia rzecz o której człowiek, jak się
wydaje, może i winien myśleć. Lecz wydarzenie - powiedzieliśmy
- sprawia, że owo ja zgubione i pełne sprzeczności, bujające w
obłokach, zostaje rozjaśnione i świadome samego siebie.
Ponieważ jedynie wydarzenie może wprawić w ruch proces poprzez
który ludzkie ja dochodzi do świadomości i poznania siebie.
Kategoria "wydarzenia" jest zatem centralna zarówno dla
poznania ja jak i dla każdego typu poznania. Przede wszystkim
jednak, i to nas teraz interesuje, "wydarzenie" jest jedyną
kategorią, która może określić czym jest chrześcijaństwo
(chrześcijaństwo sprowadza się całkowicie do tej właśnie
kategorii): chrześcijaństwo jest wydarzeniem.
W istocie, wydarzenie chrześcijańskie jest katalizatorem
poznania ludzkiego ja, tym, co umożliwia i ustanawia
postrzeganie ja, tym, co pozwala ludzkiemu ja stać się
operatywnym jako ja. Poza wydarzeniem chrześcijańskim nie
sposób zrozumieć czym jest ja. A wydarzenie chrześcijańskie
jest - o ile pojawiło się już w kontekście wydarzenia jako
takiego - czymś nowym, obcym, pojawiającym się z zewnątrz, a
zatem czymś, czego nie można było wymyślić, suponować, czymś,
czego nie da się sprowadzić do czysto ludzkiej konstrukcji,
czymś wdzierającym się w życie.
"Nie potrzebował nas. I również Jezus przed Wcieleniem,
przed Odkupieniem mógł sobie spokojnie przebywać w niebie -
mówi Péguy w Clio. Przyszedł. Przyszedł ponieważ przyszedł
człowiek. Jakież wielkie musi być ludzkie ja, przyjacielu mój,
żeby tak poruszyć światem, żeby tak zakłócić porządek świata,
tak wielkiego świata, świata nieskończoności. Bóg, przyjacielu
mój, Bóg zrobił sobie kłopot! Bóg poświęcił się dla mnie". Bóg
stał się wydarzeniem w naszej codziennej egzystencji: oto
chrześcijaństwo.
"W obliczu dechrystianizacji nowoczesnego świata, Péguy
nie zastanawia się nad problemem modernizacji słownictwa a tym
bardziej treści wiary katolickiej. Jedyną możliwą odpowiedzią
ze strony człowieka na dechrystianizację jest pragnienie, aby
chrześcijaństwo zdarzyło się na powrót jako wydarzenie.
Wydarzenie wewnątrz realnej rzeczywistości, tej, która rzuca
nam każdego dnia wyzwanie" (Il Sabato Od Wydawcy z 20 czerwca
1992). Nigdy nie mówiliśmy o chrześcijaństwie inaczej niż jako
o wydarzeniu: nie można o nim mówić inaczej.
3. Zdumienie i reguły
"Prawdziwym dramatem Kościoła, który lubi nazywać siebie
nowoczesnym [prawdziwym dramatem chrześcijan, którzy chcą być
nowocześni] jest skłonność do eliminowania zdumienia z powodu
wydarzenia Chrystusa przez reguły". Jest to wspaniałe zdanie
Jana Pawła I (jeden miesiąc jego pontyfikatu byłby
opatrznościowy już choćby tylko ze względu na to
spostrzeżenie, którego daremnie by szukać gdzie indziej).
Chrystus jest zdarzeniem, wydarzeniem, faktem, który przede
wszystkim wzbudza podziw.
Wtargnięcie czegoś nieprzewidywalnego, nieprzewidzianego
- wydarzenie, "zdarzenie" - budzi przede wszystkim podziw,
zdumienie. A zdumienie, podziw jest początkiem jakiejś
reverentia, szacunku, respektu, pokornej uwagi. Podobnie u
dziecka, postawionego wobec nowej sytuacji: budzi się w nim
instynktownie poczucie zdumienia i pokornego i trochę
bojaźliwego respektu.
|