Wczorajsze Osservatore Romano opublikowało relację z naszych
rekolekcji w Rimini, ze spotkania 16.000 członków Bractwa.
Relacja nosiła tytuł: "Spotkanie z Jezusem Chrystusem jest
wydarzeniem teraźniejszym", zadziwiająco trafnie ujmując w tych
słowach istotę naszego charyzmatu, to znaczy istotę sposobu w
jaki odczuwamy wiarę chrześcijańską. Ponieważ, gdyby Chrystus nie
był wydarzeniem teraźniejszym, nie byłby Bogiem.
Mówił o tym już św. Paweł: "Cristus eri hodie semper"
(Chrystus wczoraj, dziś, zawsze). Winniśmy w tych dwóch
uprzywilejowanych w ciągu roku dniach znaleźć schronienie w
medytacji i w modlitwie, ożywiającej owo wspomnienie, pamięć,
którą my zawsze z dużą precyzją określamy świadomością obecności.
Zwie się pamięcią, ponieważ jest obecnością, która zaczęła się
w przeszłości, w odległej przeszłości. Zwie się wspomnieniem,
ponieważ jest obecnością, która wytrysnęła - jak mówił św.
Augustyn - "z ziemi", z łona Maryi przed wieloma wiekami,
wytrysnęła wtedy, by stać się potężnym nurtem ludzkim w historii
świata. Słowo "wspomnienie", słowo "pamięć", które kieruje
treścią wszystkich wymiarów liturgicznych - tzn. treścią
najbardziej autentycznej ekspresji życia Kościoła,
chrześcijańskiego ludu w jego całokształcie - słowo wspomnienie
albo pamięć są pojęciami, które ukazują nowość, jaką
Zmartwychwstanie Chrystusa wniosło w ludzkie życie, w życie
człowieka. Wszyscy ludzie posługują się słowami wspomnienie czy
pamięć (słowa te jednak posiadł człowiek w niewielkim stopniu)
ale słowa te są w ich ustach smutne, są zablokowane jakąś
granicą, mówią o czymś czego już nie ma. I co najwyżej mogą
obudzić jakąś emocję, wzruszenie, które jak zauważa Kierkegard
w swoim pamiętniku, "może być estetyczna, lecz nie jest w stanie
zmienić życia". Dla wielu ludzi, którzy chodzą w niedzielę do
kościoła, owe słowa zredukowane są w swej treści do tego, co
przed chwilą powiedziano... W słowniku chrześcijańskim, a zatem
w słowniku serca, który uznaje to, co się wydarzyło, a więc
nowość, jaka została przyniesiona światu (Bóg, który stał się
człowiekiem, który umarł i zmartwychwstał w historii świata)
słowa pamięć i wspomnienie owszem kierują wzrok na pewien moment
z przeszłości, moment jednak, który rozrasta się w czasie, który
z biegiem czasu staje się coraz większy. Już tu jest nas więcej
niż dwunastu, lecz nie ważna jest liczba, ważne jest to, że czas
nie zatrzymuje, lecz pomnaża wartość tego wspomnienia,
intensywność tej pamięci. Dlatego przypomnijmy sobie, że pojęcie
pamięć, w słowniku chrześcijańskim, jest rozpoznaniem (uznaniem)
obecności, która zaczęła się jako Tajemnica w mrokach
przeszłości, w mgle łona pewnej kobiety i coraz bardziej się
objawia w swej zdolności do "stawiania diagnozy człowieczeństwu",
przenikania człowieczeństwa, w swej zdolności do budzenia tego
co ludzkie, obejmowania w miłosnym uścisku, do ludzkich pragnień,
w swej zdolności stawania się fizycznie, doświadczalnie podporą
wszystkiego tego, co sprawiedliwe, dobre, prawdziwe, piękne,
szczęśliwe, wszystkiego, czego możemy pragnąć. To dzięki takiemu
doświadczeniu możemy powtórzyć słowa św. Piotra w synagodze w
Kafarnaum: Mistrzu, jeśli odejdziemy od Ciebie, jeśli odejdziemy
od Ciebie, Panie, (jeśli usuniemy tę pamięć) dokąd pójdziemy? Ty
jeden masz słowa, na których opiera się życie, w których znajduje
wyjaśnienie, nabiera kolorów, jak dzisiejszy dzień, w którym
niebo odznacza się tak osobliwą jasnością, iż jawią się kolory,
formy, cienie architektonicznej konstrukcji, która nas gości.
"Spotkanie z Jezusem Chrystusem jest wydarzeniem teraźniejszym"
jest wydarzeniem dnia dzisiejszego, obecnej chwili. Motyw, dla
którego dzisiaj rano podjąłem trud przyjścia aż tutaj, motyw, dla
którego wy podjęliście ofiarę przyjścia tutaj nie jest "kwestią
akademicką" (kwestią abstrakcyjną, retoryczną, jałową), co do
tego jesteśmy zgodni. Ten kto śpiewa, wie o tym lepiej od nas.
Wie, że nie jest akademią, gdy śpiew jest pamięcią o Chrystusie.
Nasze dzisiejsze spotkanie skupia wzrok na dwóch warunkach,
które jako takie są przedmiotem uwagi wewnątrz naszych grup od
sierpnia począwszy.
Przede wszystkim to spotkanie zbiega się z czymś - z
okolicznościami, "którym - jak mówił kardynał Ratzinger -
zostaliśmy powierzeni" (consegnati, oddani, poddani). Istnieje
pewien określony sposób jawienia się okoliczności, dzięki któremu
zostałeś obudzony, obudzony na powrót, dzięki któremu w każdym
razie została obudzona na powrót oczywistość, iż Tajemnica
Chrystusa jest żywa, żywotna jak życie, do tego stopnia, że bez
niej życie nie byłoby życiem, byłoby wegetacją. Zbawienie jest
zatem ludzkim miejscem (luogo umano, miejscem, gdzie rozgrywa się
ludzkie życie), zbawienie człowieka wytryska w ludzkim miejscu,
którego korzenie są głębsze od jakiejkolwiek analizy albo relacji
historycznej. Wytryska na zewnątrz z Tajemnicy, ale stykamy się
z nim (ze zbawieniem) w miejscu ludzkim. Zbawienie jest ludzkim
miejscem, prostym, bardzo prostym do odkrycia, do zrozumienia,
wystarczy że pierwotne uczucie naszego serca, to samo, z którym
przyszliśmy na świat, pozwoli dać się pociągnąć przez jego własny
nurt, pozwoli dać się pociągnąć przez oczywistości, które
wywołują w nim drżenie, wystarczy, że się da pociągnąć tak jakby
przez jakiś nurt. To są wyrażenia z plakatu wielkanocnego:
"Wiara, mówił kardynał Ratzinger, jest posłuszeństwem serca",
przyzwoleniem, "na tę formę nauczania", tzn. na to słowo, które
do ciebie dociera, (słowo oznacza obecność, która odzywa się do
ciebie, która ci się komunikuje, która komunikując się, przenika
cię). "Wiara jest posłuszeństwem względem tej formy nauczania,
której zostaliśmy poddani (consegnati, powierzeni, oddani)". Jest
to pewne spotkanie, spotkanie z pewną formą, której zostaliśmy
poddani, z pewnym kompleksem okoliczności, któremu zostaliśmy
poddani, albo w którym pojawiło się przynajmniej przeczucie
prawdy, oczywistość prawdy, tak jak tego dowodzą wasze
świadectwa, złożone w sposób tak radykalny i poruszający.
Tak jak ów ateista, który powiedział na rekolekcjach w
Rimini: "Ja jestem jeszcze ateistą, ale nie posiadam żadnego
innego miejsca na świecie, gdzie mógłbym żyć, poza więzią z CL".
I drugi fragment plakatu: "Droga Pańska jest prosta", droga
ku Panu, droga wewnątrz tego spotkania jest prosta "jak droga
Jana i Andrzeja". Jan i Andrzej idą z ciekawości za człowiekiem
wskazanym przez Jana Chrzciciela, idą za nim nie śmiąc go
zaczepić a on odwraca się i pyta: "czego chcecie?" i wtedy pytają
go "gdzie mieszka?". Mówi: "przyjdźcie a zobaczycie"; i idą z
nim, i Ewangelista nie odnotowuje żadnych innych słów, które
wtedy powiedział. "Droga ku Panu jest prosta, tak jak droga Jana
i Andrzeja, Szymona i Filipa, którzy poszli za Chrystusem", tym
oto człowiekiem, który był tą okolicznością, jakiej zostali
poddani (consegnati). W przypadku Szymona i Andrzeja,
okoliczność, której zostali poddani, był sam Chrystus. Ale z nami
jest tak samo, jesteśmy poddani okolicznościom, w których
Chrystus jest obecny. Zbawienie jest tym miejscem ludzkim.
"Decydując się na pójście za Chrystusem z ciekawości i
pragnienia": słowo pragnienie rozsadza ciasny krąg pojęcia
ciekawość, by rozszerzyć go na jakieś wyjątkowe i dziwne
oczekiwanie, jeszcze niepojęte, oczekiwanie czegoś nie-ustalonego,
czegoś dotąd niewyobrażalnego. Jakby dziwna potrzeba
czegoś innego. Ciekawość i pragnienie są zatem drogą, "W gruncie
rzeczy, poza tą spragnioną ciekawością, obudzoną przeczuciem
prawdy nie ma innej drogi". Zostaliśmy powierzeni (consegnati,
oddani, poddani) spotkaniu, które obudziło przeczucie prawdy, w
przeciwnym wypadku nie było by nas tu. Tertulian, chrześcijański
pisarz z II w. dla streszczenia tego wszystkiego, posłużył się
brzemiennym zdaniem: "Caro cardo salutis" tzn.: ciało jest
zawiasem (podstawą, bazą) wyzwolenia, zbawienia. Ciało jest
filarem, który podtrzymuje architekturę naszej wolności i naszego
zbawienia. To, co opisaliśmy nie jest zawieszonym na ścianie i
przeznaczonym do kontemplacji obrazem; to żywa rzeczywistość,
którą można przeżywać jedynie dramatycznie, ponieważ współżyje
ona, żyje wewnątrz kontekstu, który twierdzi coś przeciwnego,
który neguje ją, nie może jej znieść. Człowiek nie jest w stanie
tolerować tego, żeby jego wolność i jego zbawienie pochodziły od
czegoś, co nie jest zbudowane, przeczuwane i chciane przez jego
inteligencję. Wiara, "Caro cardo salutis", walczy przeciwko
ludzkiemu duchowi, który rości sobie prawo do przypisywania sobie
zbawienia. W ten sposób dramatyczna walka pomiędzy mną a idolem
mojego umysłu, idolem który mój umysł chciałby ukształtować,
wielka, dramatyczna walka, tragiczna walka pomiędzy Kościołem
Chrystusa, wspólnotą, pomiędzy ludem Chrystusa (ludem, który
zaistniał poprzez pomnożenie się Andrzeja i Filipa, Szymona i
Jana z tamtego pierwszego momentu) a światem, a całym
społeczeństwem - tym, które zmiażdżyło Chrystusa, które, wydaje
się, ciągle go miażdży i musi go ciągle miażdżyć - uobecnia się
[owa walka] ciągle od nowa w nas. To ona czyni dramatyczną naszą
egzystencję. Nie istnieje dramatyczna koncepcja życia, jeśli nie
chrześcijańska, ponieważ dramatyczność cała bazuje na dążeniu
wolności, pozostającej w kontraście do tego, co sprzeciwia się
jej "oczywistej" wędrówce ku przeznaczeniu. Tak oto toczy się
walka pomiędzy chrześcijańskim duchem chrześcijańskiego ludu a
duchem ludzi tego świata, ludzi należących do społeczności
świata, walka pomiędzy Chrystusem a idolem. Albo Chrystus, albo
idol.
Nasze zbawienie, nasze szczęście związane jest z Chrystusem,
podarowane jest nam przez Chrystusa, wypływa z Chrystusa, albo
z pretensji jaką zgłasza człowiek, że to on je wymyślił,
intuicyjnie przeczuł, nadał mu formę, stworzył. Za czym przemawia
jednak oczywistość doświadczenia? Niezależnie od tego jak mętne
jest jeszcze rozumienie chrześcijańskiego orędzia i
chrześcijańskiej pamięci, nie istnieje nic porównywalnego z
prostotą, pogodą, dobrocią, uczuciowością, konstruktywną
wytrwałością (nieustępliwością), jaką dokumentuje chrześcijaństwo
wobec przemocy świata. Wszystko pogrąża się w przemocy, wszystko,
nawet miłość mężczyzny do kobiety, jeśli w pewnym momencie nie
zostaje dotknięta powiewem Ducha Chrystusa. Odtwórzmy w tych
dniach ową historię, przeżyjmy na nowo ową pamięć: zbawienie
pochodzi od człowieka, "Caro cardo salutis", od ludzkiego
miejsca, od ciała. Mówił św. Augustyn: "Zbawienie wytryska z
ziemi". Zbawienie wytryska z ziemi, ciałem, z którego wytryska
zbawienie jest ciałem pewnej kobiety, piętnastoletniej
dziewczyny. To, że człowiek po 2000 lat, po wszystkim tym, co
odkryto i wymyślono, może spokojnie powtórzyć to zdanie, nie
dlatego, że jest ciemny, ale świadomy, to rzeczywiście jest cud,
cud, który przepowiedziała Madonna: "błogosławioną zwać mnie będą
wszystkie narody".
Ta niewykształcona dziewczyna (w tym sensie, że nie była
uczona), zapomniana, nieznana ogółowi, z zabitej deskami wiochy,
z jednej z najbardziej zagubionych w Palestynie miejscowości,
ośmieliła się powiedzieć "Wszystkie narody zwać mnie będą
błogosławioną", to jest fakt historyczny, udokumentowany, przed
2000 lat wypowiedziano to zdanie. Tę myśl znajdujemy u Manzoniego
w hymnie do Madonny; porządni ludzie słuchając wtedy tych słów
zaczęliby się śmiać, a my powtarzamy je dzisiaj z całą powagą
naszego życia, które dąży ku swemu przeznaczeniu i szczęściu.
Tym, czego potrzeba, aby zrozumieć jest prostota serca; kto
wie, co wydarzyło się w tym momencie, a Madonna powiedziała TAK.
Jeśli jest jakaś rzecz ewidentna w ewangelijnym opowiadaniu o
zwiastowaniu, to jest nią właśnie absolutna prostota: oddanie się
pragnieniu serca, pobudzonemu i kierowanemu przez przeczucie
prawdy.
Przeczucie prawdy zawładnęło tą dziewczyną, dlatego
powiedziała TAK, dlatego codziennie winniśmy stawać naprzeciw
rodzącego się słońca, recytując z uwagą Anioł Pański, bo jest to
pierwsze wyzwolenie Ducha, pierwsze wyzwolenie smaku życia,
pewności co do przyszłości, jest to pierwsze wyzwolenie
szczęśliwości, antycypowanej, przepowiedzianej.
|