Trzydzieści lat temu, Time poświęcił swoją jedną okładkę "śmierci Boga". Na czarnym tle
było pytanie czcionką z dużych czerwonych liter: Bóg umarł? Następnie proponował świecką
kwestię, która stała się wielką aktualnością, nie tylko dla teologów i wierzących, ale dla
kultury w ogólności, zapowiadając to, co Bonhoeffer zdefiniował jako "czas niczyjej religii".
Wiele wody upłynęło, od tego czasu, u źródeł pokoleń często różnych, nieprzewidywanych
wydarzeń historycznych, radykalnych przekształceń kulturalnych i społecznych. Wiele
dramatycznych proroctw okazało się fałszywymi. Wiele naiwnych "nadziei" zostało
zawiedzionych. Wiele alarmujących przewidywań było zmuszonych zmierzyć się z
rzeczywistością bardziej kompleksową i różną od tej opisywanej u mądrych i sławnych
uczonych.
Religia nie straciła wigoru. W Europie trzy czwarte populacji deklaruje przynależność do
religii. U nas, 88% spośród Włochów określa się jako "katolik" i 84%, wierzy, że Jezus
Chrystus jest Synem Bożym. Odniesienie (wzorzec) religijny jest prerogatywą człowieka
współczesnego. Ateizm i agnostycyzm są fenomenami mniejszościowymi.
Jednak procesy dechrystianizacji czy sekularyzacji nie zatrzymały się. Wręcz przeciwnie,
posuwają naprzód i może niedaleki jest dzień, w którym odwróci się strona: "wierzenia
środowiskowe" zostaną porzucone, atawistyczne przekonania wypłyną w słońcu nowych
kostiumów i nowych interesów. I to może zaistnieć, w dużej mierze, z powodu tego, że
odpowiedź religijna będzie odpowiedzią na pytanie którego się nie stawia. Albo, będzie
stwierdzeniem, nakazem, doktryną, sugestią i zaleceniem ale nie "odpowiedzią". W takiej
roli, religia, dociera do egzystencji ludzkiej i jakoś ją napełnia, ale przestaje mieć do
czynienia z racją życia człowieka i jego zaangażowaniem w rzeczywistość.
Prawdziwym niebezpieczeństwem dla religii nie jest, przede wszystkim, wyeliminowanie kultów, miejsc, książek, instytucji,
które od wielu wieków mają znaczenie, ale zniesienie w obecnym czasie bardziej praktyczne
niż teoretyczne -pytań fundamentalnych, które ożywiają serce człowieka i w tym co
człowieka konstytuuje, we właściwym sensie.
Ostatnio ktoś z ex dyrektorów pewnego dziennika próbował rozpatrywać te pytania, żeby
zaraz skonkludować, że może się i musi się żyć bez tych pytań. Reklama, sarkastyczne
szyderstwa, także ta w RAI ("skąd pochodzimy? gdzie idziemy? i przede wszystkim jaki
pociąg weźmiemy?"), płacona za pieniądze podatników. Nie wiele inne jest zachowanie
pewnego uczonego, który w trakcie wywiadu, zadeklarował nie pretendować do "nadania
sensu rzeczom" ani "dania odpowiedzi na pytania, których celu nie pojmuje".
To, co czasem przedstawia się jako problem indywidualny, wyczerpany w intymności
świadomości, znajduje jednak precyzyjne porównania w szerszym kontekście, kulturalnym i
etycznym, naszej cywilizacji. Porzucenie pytań fundamentalnych dotyczących egzystencji,
działanie jako opcja osobista, porusza się faktycznie wewnątrz paradygmatu politycznego,
który cechuje społeczeństwo nowoczesne. To przejście zostało wnikliwie zanalizowane przez
Rinholda Niebuhra w The Natureand Destiny of Man (II,8), gdzie potwierdza się, że "w
wymiarze, w którym współczesna tolerancja została osiągnięta wypierając religię, może
oprzeć się po prostu na obojętności w konfrontacji z problemami fundamentalnymi życia i
historii, którymi religia się zajmuje". Taka obojętność, źródło wielu innych obojętności, jest
przyczyną nieodpowiedzialności w konfrontacji z kwestiami ostatecznymi i, z innej strony, z
łatwością jest za absolutyzacją szczegółowych aspektów życia i za koncepcjami egzystencji
częściowymi i prowizorycznymi.
Ale jest jeszcze inny problem. Ktoś, także ostatnio, zasugerował zaprzestanie zajmowania się
rzeczami większymi od nas, by poświęcić się całkowicie rzeczom tego świata;
nieskończoność byłaby faktycznie sprawą naszego niepokoju (lęku, udręki), skończoność,
byłaby rzekomo jedynym lekarstwem dla naszego zdrowia i prawości. Jednak, po
uporządkowaniu rzeczy skończonych naszego pokoju, po zdobyciu porządku
pacyfistycznego, nie pozostanie nic więcej do zrobienia?
Kiedy więc przez przypadek otworzymy okno i zobaczymy, że jest świat na zewnątrz, z
którym rzeczy skończone naszego pokoju mają związek; i ten świat jest wielki i nasze rzeczy
zaczynają być w większości objęte w relacji w wielości przedmiotów, które odkryjemy. I w
ten sposób, idąc dalej, ~po krótkim lub dłuższym czasie, wyłoni się pytanie o to, co wiąże
wszystkie te rzeczy, dlaczego one istnieją, jaki sens ma wszystko to, co widzimy, dotykamy i
doświadczamy. Wrócimy do naszego pokoju i, myśląc o tych pytaniach, powtórnie
uporządkujemy rzeczy skończone, które tam zostawiliśmy.
|