Bez zaangażowania naszej wolności, nic nie jest w stanie
uprzystępnić się (zakomunikować się) nam w taki sposób, żeby
sprowokować nasz wzrost, dojrzewanie, a więc i lepsze
rozumienie i gustowanie (smakowanie) bytu i życia. Zmuszeni
jesteśmy rozpocząć od pewnej smutnej obserwacji: okazuje się,
że człowiek może łatwo zapomnieć o samym sobie. W swoim Peer
Gynt powiada Ibsen: "O słońce, cudzie (słońce prawdy i
prawdziwej przyjemności, słońce bytu i życia), rzucałoś swoje
promienie do pustej izby; właściciel mieszkania był zawsze
nieobecny". Właścicielem, o którym mowa, jesteśmy my, zawsze
nieobecni w swoim mieszkaniu, chyba, że jakiś ostry ból albo
straszny lęk powodują, że na moment powracamy do siebie. Ale
również ten powrót jest nieświadomy. Jesteśmy na zewnątrz
samych siebie i dlatego siebie nie rozumiemy, i gubimy kontakt
z tym, co w nas jest godne podziwu. Kierkegaard stwierdza w
pewnym momencie w swoim dzienniku: "Śmierć, piekło, do
wszystkiego mogę się zdystansować, ale nie do samego siebie,
nie potrafię zapomnieć siebie samego, nawet gdy śpię". Obydwie
rzeczy są prawdziwe: to, że jesteśmy przywiązani do samych
siebie nawet podczas snu, a jednak na jawie, gdy jesteśmy
panami swoich oczu, wrażeń, jesteśmy rozproszeni, jakby
oderwani od siebie. I tak oto przez długi odcinek drogi życia,
zanim zaczniemy być czytanymi pomiędzy wierszami (jak napisał
kiedyś żartobliwie Clericetti, dowodząc, iż prawdziwy humor
rodzi się z melancholii), zapominamy o wielkości, którą
dźwigamy na plecach, i dlatego pozbawieni jesteśmy smaku owego
źródła, z którego nasze życie czerpie swój pierwotny impet
(poryw). Przeczytam wam fragment tekstu, w którym opisana
została naprawdę w cudowny sposób istota owej sugestywności,
którą jest nasze życie, a której sobie nie uzmysławiamy. Tekst
zaczerpnięty został z dramatu Camus "Caligula", akt I, scena IV.
Cesarz rzymski Caligula wraca po dłuższej nieobecności. I
rozmawia z jednym ze swoim powierników, Elicone.
Elicone: | Dzień dobry Gajusie. |
Caligula: | Dzień dobry Elicone. |
Elicone: | Wydajesz się być zmęczonym. |
Caligula: | Długo wędrowałem. |
Elicone: | Tak, twoja nieobecność trwała długo |
Caligula: | Trudno było znaleźć. |
Elicone: | Co takiego? |
Caligula: | To, co chciałem. |
Elicone: | A czego chciałeś? |
Caligula: | Księżyca. |
Elicone: | Co takiego? |
Caligula: | Tak, chciałem księżyca. |
Elicone: | Hm... a po co? |
Caligula: | No cóż, jest to jedna z rzeczy, których nie posiadam. |
Elicone: | No tak, z pewnością; a teraz wszystko w porządku? |
Caligula: | Nie, nie zdołałem go posiąść. |
Elicone: | To przykre [chce się przymilić swemu panu]. |
Caligula: | Owszem, dlatego jestem tak zmęczony... Elicone... |
Elicone: | Słucham, Gajusie? |
Caligula: | Myślisz, że jestem wariat... |
Elicone: | Dobrze wiesz, że ja nigdy nie myślę. Jestem zbyt inteligentny, żeby myśleć. |
Caligula: | Tak. Ale ja nie jestem wariat i nigdy nie
myślałem tak racjonalnie jak teraz, po prostu nagle odczułem
potrzebę niemożliwego (czegoś niemożliwego, di impossibile).
Rzeczy takie, jakimi są nie satysfakcjonują mnie. |
Elicone: | Jest to pogląd dość rozpowszechniony. |
Caligula: | To prawda, ale wcześniej tego nie wiedziałem.
Teraz wiem. Ten świat, taki jakim został uczyniony, jest nie
do zniesienia. Potrzebuję więc księżyca, albo szczęścia, albo
nieśmiertelności, w sumie czegoś, co byłoby być może
bezsensowne [co znaczy, poza jakimkolwiek wyobrażalnym
sensem], ale nie byłoby z tego świata [czegoś, czego nie
mierzyłbym ja, wykraczającego poza moje miary]. |
Elicone: | Jest to rozumowanie, któremu nie da się nic
zarzucić, ale na ogół nie sposób utrzymać go do końca. |
Caligula: | Ty, Elicone, nic nie rozumiesz, to właśnie
dlatego, że nie obstaje się przy niczym aż do końca, nigdy
niczego się nie otrzymuje. Ale być może wystarczyłoby, żebyśmy
pozostali logicznymi aż do końca, nawet wiem, co masz teraz na
myśli. Ileż zawracania głowy, myślisz sobie, z powodu śmierci
jednej z tych, w których byłem zakochany; Nie, nie, to nie o
to chodzi; owszem pamiętam, że kobieta, którą kochałem kilka
dni temu, nie żyje, ale czym jest miłość? Czymś niewiele
znaczącym. Ta śmierć nic nie znaczy, przysięgam ci, jedynie
znak pewnej prawdy sprawia, że koniecznie potrzebuję księżyca,
chodzi o prawdę bardzo prostą, bardzo jasną, trochę głupią
twoim zdaniem, ale trudną do odkrycia i uciążliwą do
dźwigania. |
Elicone: | Jakaż to prawda, mój władco? |
Caligula: | Ludzie umierają i nie są szczęśliwi. |
Elicone: | Dajmy spokój Gajusie, jest to prawda, z którą
można sobie łatwo poradzić, rozejrzyj się dookoła, twoja prawda nie przeszkadza ludziom jeść i tańczyć. |
Caligula: | W takim razie wszystko wokół mnie jest
kłamstwem, ci ludzie są cali kłamstwem, a ja, ja chcę, żeby żyło się w prawdzie i mam do dyspozycji środki, które
pozwoliłyby im żyć w prawdzie, ponieważ wiem czego im brakuje, Elicone, oni są pozbawieni wiedzy i brakuje im mistrza, który
zna to, o czym mówi. |
Elicone: | Nie poczuj się dotkniętym, Gajusie, tym, co chcę
ci powiedzieć ale powinieneś przede wszystkim wypocząć, jesteś zmęczony. |
Caligula: | To niemożliwe, Elicone, to nigdy nie będzie możliwe. |
Elicone: | A dlaczegóż to? |
Caligula: | Jeśli będę spał, kto mi da księżyc? |
Elicone: | To prawda. |
Caligula: | Posłuchaj Elicone, słyszę jakieś kroki i hałasy
[odgłosy spiskowców]. Milcz i zapomnij o tym, że mnie widziałeś. |
Elicone: | Zrozumiałem. |
Caligula: | I proszę, odtąd, pomóż mi. |
Elicone: | Nie mam powodów, żeby tego nie uczynić, Gajusie,
ale znam wiele rzeczy i niewiele rzeczy mnie interesuje, w czym zatem mogę ci pomóc? |
Caligula: | W tym, co niemożliwe. |
Elicone: | Zrobię co będę mógł. |
Syntezę tego fragmentu można by chyba oddać przy pomocy
paradoksu, dającego się wyrazić słowami tegoż samego Camus:
"Soyez rèalistes, demandez l`impossible", "Bądźcie realistami,
proście o niemożliwe".
Ja, więź (relacja) z nieskończonością
Oto miara człowieka, o którym wcześniej mówiliśmy. Skoro
jego mieszkanie jest zawsze puste, pozbawione swego
właściciela, słońce nie może go oświetlić, nie może uczynić go
widzialnym swoimi promieniami. Nie jest realistą człowiek,
który żyje nie pożądając tego, co niemożliwe, nie otwierając
się na niemożliwe, który żyje bez związku z czymś poza: bez
względu na to jakich owo "poza" sięga granic. W Zmyśle
Religijnym czytaliśmy raz i drugi, czym jest ludzka
rzeczywistość: jest więzią (relacją, związkiem) z
nieskończonością. Nieskończonością, albo "niemożliwością". Nie
wolno nam jednak uciec przed pewną konstatacją. Caligula jest
nienasycony, podobnie jak żaden człowiek nigdy nie jest
całkowicie i we wszystkim usatysfakcjonowany, ponieważ nawet
pośród największej satysfakcji pojawia się ów oścień, ów
kolec, który wyraża pytanie: "A potem?". Satysfakcja się
skończyła. Człowiek, ludzkie ja, oznacza miarę niewspółmierną
z żadnym innym możliwym do osiągnięcia obiektem. W Jeune fille
Violaine Claudela znaleźć można zdanie Piotra z Craon, który
mówi: "To, co nienasycone pochodzić może jedynie z tego, co
nieugaszone (niegasnące)". Fakt, iż człowiek jest zwierzęciem
nienasyconym oznacza, że podmiotem tej rzeczywistości, której
na imię człowiek, jest podmiot "niegasnący". Caligula mówi o
"księżycu", albo o "szczęściu", albo "nieśmiertelności.
Nienasyconość może pochodzić jedynie od czegoś niegasnącego.
Nienasyconość jest znakiem Przeznaczenia. Oto wyłania się owo
wielkie słowo, od którego nikt, choćby się nie wiem jak
wysilał, sprężał, choćby był nie wiem jak zręczny, nie jest w
stanie się odciąć, nawet nie śmie. Nieśmiertelne przeznaczenie
zaznacza się w ludzkim doświadczeniu nienasyconości.
Rozum i zmysł (poczucie) tajemnicy
Naucza Zmysł Religijny: natura człowieka, ta, którą
Biblia zwie sercem, jest wymogiem prawdy, sprawiedliwości,
miłości, szczęścia (prawda, miłość, itd.) są słowami bez
granic, jeśli stawia się im granice, gubią swoją specyficzną
treść). A rozum jest miejscem gdzie wszystko to wychodzi na
jaw (jawi się nam przed oczyma) zaczyna stawać się naszym
doświadczeniem. My definiujemy rozum jako świadomość
rzeczywistości według totalności (całości) jej czynników.
Znaczy to, że jeśli zabraknie choćby jednego spośród miliarda
czynników, przestaje być prawdą to, co człowiek uważa, co
twierdzi na temat jakiejś cząstki rzeczywistości. Dlatego
najpiękniejszą i najgłębszą emocją jakiej doświadczamy jest
zmysł (poczucie) tajemnicy: tu znajduje się zalążek każdej
sztuki, każdej wiedzy. Człowiek, który nie jest już więcej
zżyty z poczuciem tajemnicy, który utracił zdolność do
ciągłego zachwytu i pokory w obliczu stworzenia, to człowiek
martwy, jego oczy zgasły. Pisze Einstein: "Nikt nie może
uchylać się od pełnego szacunku uczucia, kontemplując
tajemnice wieczności i zadziwiającej struktury rzeczywistości.
Wystarczy, że człowiek stara się choć trochę wniknąć w te
tajemnice dzień po dniu, nigdy nie ustając, nigdy nie tracąc
świętej ciekawości nieskończoności, żeby w urzekającym
podziwie natury objawił mu się umysł aż tak przewyższający
jakikolwiek inny, że w porównaniu z nim cała ludzka
inteligencja razem wzięta jest kompletnym zerem".
Wewnątrz tego wszystkiego, o czym wspomnieliśmy, choć
tylko ogólnie, jak przystało na prowokację, mieści się nasze
życie. Kiedy mówimy albo myślimy o Przeznaczeniu, chodzi o
nasze życie. Przeznaczenie jest tym, do czego człowiek
nieuchronnie dąży, tak samo jak nieuchronny jest fakt, że nie
my stworzyliśmy samych siebie.
Poszukiwanie na nowo, kroczenie w kierunku własnego
Przeznaczenia jest powodem, dla którego człowiek budzi się
rano, przynaglony przez każdy rodzaj instynktowności, każdy
rodzaj naturalnej dynamiki, każdy rodzaj ciekawości, każdy
rodzaj pociągu, któremu podlega uczuciowość. Nie istnieje nic
takiego, co nie popychałoby (nie pobudzałoby) do dania
odpowiedzi, do rozpoznania i uznania, do miłosnego
przygarnięcia, do powiedzenia tak owemu "niezmierzonemu",
które jest własnym Przeznaczeniem. To Einstein nazywa je
Tajemnicą - nie Ojciec Kościoła.
Sytuacja, w której żyjemy
Nie powinniśmy ograniczać się do powtarzania znanych
słów, utartych i pozbawionych żaru, tzn. żywej treści. Ta
uwaga jest niestety konieczna, naprawdę konieczna, ze względu
na sytuację, w której żyjemy. W istocie, sytuacja, w której
żyjemy, sprzyja roztargnieniu. Ja miałem jeszcze to szczęście,
że przez wiele lat przywoływano mnie codziennie do świadomości
Tajemnicy. Codziennie przez dwanaście lat. Byłem w seminarium,
wstąpiłem tam mając dziesięć lat i codziennie rano i
wieczorem, przynajmniej dwa razy na dzień, byłem przywoływany
do Tajemnicy, do siebie samego.
Dlatego czuję Tajemnicę, kiedy wypowiadam słowo "ja",
czuję ją kiedy mówię "zrobiłem źle", kiedy mówię o pragnieniu
szczęścia. Cały trud życia, który nakłada na nas Bóg, dany
jest nam po to, by uczynić nas przyjaciółmi w owym poczuciu
swojego "ja", by uczynić nas towarzyszami w doświadczeniu
ludzkiego "ja", byśmy nie wędrowali samotnie. I nie dlatego,
żebyśmy się bali być sami (w istocie nigdy nie jest się
samemu) ale ze względu na litość (pietà) względem innych; ze
względu na litość wobec obcych, którzy w przeciwnym razie
pozostaliby obcymi. Rzeczywiście, wystarczy że ludzie zapłoną
tym uczuciem (poczuciem) i już przestają być sobie obcy.
"Kościół epoki nowożytnej nie jest już taki jak kiedyś,
nie jest już Kościołem pogan, którzy stali się chrześcijanami,
lecz Kościołem pogan, którzy jeszcze zwą się chrześcijanami, a
w rzeczywistości stali się poganami"
Ten sąd pochodzi od kardynała Ratzingera. Pogaństwo
oznacza zapomnienie o Przeznaczeniu, a więc oznacza "pustkę",
ponieważ Przeznaczenie to cała tkanka i materiał, z których
uczynione jest człowieczeństwo w najgłębszych pokładach serca,
w najgłębszych zakątkach nerwów. Jeśli człowiek zapomina o
Przeznaczeniu jest pusty.
Księżyc jest znacznie bliżej niż zdawało się Caliguli.
Caligula pomylił jedynie ilość kroków albo kierunek.
W Dialogach z Leucò Pavese napisał: "Rzeczy
nieśmiertelne, [księżyc, szczęście, nieśmiertelność] są
odległe od was ledwo o dwa kroki". A Esiodo odpowiada
Mnemosyne [dwie postaci z Dialogów]: "Nie jest rzeczą trudną
wiedzieć o tym, trudniej ich dotknąć". Uczynić częścią
doświadczenia owo "poza" jest rzeczą trudną. "Dzieli nas
subtelny mur", mówił Rilke, zwracając się do Boga.
Nie ma takiej chwili, nawet najbardziej banalnej, która
nie wypływałaby z sekretu (tajemnicy) początku. Tak mówi Jezus
w Ewangelii: nawet jedno słowo powiedziane żartem nie jest bez
znaczenia dla wieczności, zdamy sprawę z każdego słowa
powiedzianego żartem. Każde słowo powiedziane żartem posiada
miarę nieskończoną, nieskończoną wagę. Bez tej perspektywy,
bez tej hipotezy (nazwijmy ją właśnie tak), przestaje istnieć
człowiek, istnieje bestia, która ma w nosie Przeznaczenie (to
znaczy samą siebie) i w swoich działaniach kieruje się
niejasną sugestią danej chwili, która powoduje wstrząs i
rozpływa się między palcami. Przeznaczenie, darowanie się mu,
więź z Przeznaczeniem jest punktem docelowym każdego ranka,
kiedy człowiek budzi się ze snu, każdego aktu, który wypływa z
ludzkiego ja, dzięki czemuś, co ów akt wzbudza. Istnieją dwie
postawy: ta, którą reprezentuje Caligula (nie sposób dotrzeć
do obiektu) i ta, opisana przez Kafkę: "Istnieje punkt
docelowy, ale nie ma drogi", aby go osiągnąć. Która jest
bardziej smutna? Ta druga. Widzieliśmy defilujących przez
Mediolan, na czele z mediolańskim kardynałem, trzystu
pięćdziesięciu przywódców religijnych, trzysta pięćdziesiąt
sposobów wyobrażania sobie owego czegoś niemożliwego,
wyobrażania sobie Tajemnicy, Przeznaczenia. Obraz wzruszający,
nie smutny. Natomiast postawa, wyrażająca się twierdzeniem:
"Istnieje punkt docelowy, ale nie ma doń drogi" jest
niszcząca, to tak jakby życie popełniło samobójstwo.
Desperacja jest totalna.
Wielka okazja
W sztuce "Jest północ, doktorze Schweitzer", w pewnym
momencie bohater mówi do pielęgniarki Marii: "Każda wielka
egzystencja rodzi się ze spotkania z wielkim przypadkiem", to
znaczy rodzi się ze spotkania z wielką okazją. Wyobraźmy sobie
teraz tamtych dwu ludzi, którzy na ścieżce, nieopodal rzeki
Jordan, zaczęli iść za owym indywiduum, który obudził ich
zainteresowanie, wskutek pewnej wzmianki, jaką poczynił na
jego temat wielki prorok Jan Chrzciciel. Starając się nie być
zauważonymi, poszli za tym człowiekiem. On obrócił się i
powiedział: "Czego szukacie?; zapytali: "Mistrzu, gdzie
mieszkasz?". "Chodźcie a zobaczycie", odpowiedział, i poszli,
i pozostali z Nim przez cały ten dzień. Kiedy wrócili, Andrzej
spotkał brata Szymona i powiedział mu: "Spotkaliśmy Mesjasza".
Tekst nie wyjawia nam o czym ze sobą mówili. Wielka
egzystencja (wielkie życie) rodzi się ze spotkania z wielką
okazją. "Ja jestem drogą"; istnieje człowiek, który to
powiedział, człowiek, który odezwał się w ten sposób do
otaczającej go grupy ludzi. Nikt z ludzi nigdy czegoś takiego
nie powiedział, nie odważył się pomyśleć o czymś takim. W
drugim tomie Szkoły Wspólnoty czytamy, że im bardziej człowiek
posiada rozwinięty zmysł (poczucie) więzi z tajemnicą (tzn. im
bardziej podobny jest do Caliguli), tym mniej skłania się ku
temu, żeby siebie uznać za księżyc. Im bardziej człowiek
posiada rozwinięty zmysł tajemnicy, tym bardziej czuje się
mały wobec niemożliwego. Stąd też wszyscy wielcy założyciele
religii mówili: pokażemy wam drogę, idźcie za nami, trzymajmy
się drogi, a nie: "Ja jestem drogą, ponieważ Ja jestem prawdą
i życiem". Mieliśmy i mamy wielką okazję, istnieje punkt
docelowy, i istnieje droga. To łączy nas (jednoczy nas)
bardziej od jakiejkolwiek naturalnej i cielesnej więzi.
"Pogaństwo", o którym mówi Ratzinger, wskazuje na lekceważąco
obojętną i wszechpotężną postawę dzisiejszego człowieka, dla
którego nie istnieje nic świętego, nic czcigodnego, chyba
tylko to, co jest jego własnym dziełem. A potem wszystko
niszczeje: to co ów człowiek tworzy - zdycha, a to czym
zarządza - obraca się w popiół.
Magister adest
Filozof Severino, w jednym ze swoich ostatnich artykułów
napisał: "Zuchwałość chrześcijaństwa polega na tym, że
człowiek, śmiertelnik jest wiecznością (jest odwieczny). Ale
przekonanie, że wieczność stała się ciałem, nie było przez
kulturę grecką uznane jedynie za zuchwałość. Wszyscy, w
istocie, mogli stawiać swoje hipotezy. Również owych trzystu
pięćdziesięciu przywódców religijnych, którzy przebywali przed
kilku miesiącami w Mediolanie, mogło stawiać trzysta
pięćdziesiąt różnych hipotez odnośnie tych spraw i nikt nie ma
prawa zakazywać jakiejś hipotezy. Ale hipoteza chrześcijańska
nie jest "możliwa": ludzie rzucają się przeciwko niej, zabija
się ją jak zabito Chrystusa. Kultura grecka nie uznawała jej
za zuchwałość ale za szaleństwo, za bezbożność, za zaćmienie
rozumu. Cóż za oszustwo! Jeśli rozum człowieka jest okiem
otwartym na oścież bez granic, to miarę rozumu wyznacza
kategoria możliwości. W takim razie co miałoby znaczyć, że
"coś jest niemożliwe". Dla Boga nie ma nic niemożliwego. Cóż
może wiedzieć o możliwości albo niemożliwości człowiek,
którego egzystencja jako taka była niemożliwa, dopóki Ktoś
Inny nie uczynił jej realną? Jakiż rodzi się głęboki podziw
względem wartości i godności człowieka, jeśli zastanowimy się
nad nienasyceniem Caliguli. Dlatego też chrześcijaństwo zwie
się Ewangelią, dobrą nowiną, jak napisał Jan Paweł II w swojej
pierwszej i fundamentalnej encyklice. W naszym
bożonarodzeniowym manifeście napisaliśmy "Magister adest:
Mistrz jest tutaj", droga jest tutaj.
W "Jest północ, doktorze Schweitzer", ojciec Carlo, który
jest zasadniczą postacią książki, choć przemyka się jak szybki
cień na niewielu stronach, mówi uśmiechając się: " ... ależ
popatrz, Bóg, kiedy angażuje nas do swojej walki, nie myśli o
drobiazgach, które cię pogrążają, bierze nas takimi jakimi
jesteśmy, dobrego i złego. Jeśli wsadzisz do ognia kloc,
wszystko płonie, również robaki, które go zżerają...". To
znaczy, że niemożliwa jest objekcja wobec uznania wielkiej
wieści, wielkiej obecności. Gdyby Jezus uczynił się dotykalnie
obecnym, tak jak jest obecny w głębi z jaką podtrzymuje w
istnieniu każde stworzenie (wszystko, istotnie, w Nim
istnieje), gdyby przeszedł tędy? Niewidzialne jest na
odległość dwóch kroków, nietrudno go dotknąć, wchodzi wewnątrz
naszego doświadczenia, jest czynnikiem naszego fizycznego
doświadczenia.
Musimy sobie pomóc w rozumieniu tych spraw, i dlatego
jesteśmy razem. Jedynym zastrzeżeniem, jakie można by postawić
Chrystusowi, jest to: "Odejdź ode mnie, bo jestem
grzesznikiem, bo jestem pełen grzechów", jedynym zastrzeżeniem
mógłby być wstyd. Tak jakby nas nie znał, jakby nie znał
dokładnie całego robactwa, jakie nosimy w sobie... Cała pycha
polega na tym, że pretendujemy do bycia doskonałymi, zamiast
pragnąć być świętymi, tzn. ludźmi, jak trafnie zauważono we
wstępie do książki I Santi di Martindale. Któregoś dnia, kiedy
Andrzej, po tym jak był tam, aby go słuchać, wrócił do
rodziny, żona zrozumiała, że ma coś takiego na twarzy, nie
maskę, ale coś takiego, co zmieniło sposób, w jaki na nią
patrzy. Teraz patrzył na nią w inny sposób, i, kiedy przytulił
ją do siebie tamtego wieczoru, nie rozumiała co się dzieje,
nigdy jej tak nie obejmował. Jeśli rozpoznaje się i uznaje
Wielką Obecność, wielką okazję, życie zmienia się. Jakżeż
inny, choć piękny, jest wiersz Pär Lagerkvista, dedykowany
żonie:
"Zamknij swoje oczy, najdroższa,
żeby nie odbijał się w nich świat.
Rzeczy są nam zbyt bliskie,
przeszkadzają nam
rzeczy, którymi nie jesteśmy my
tylko my powinniśmy być
Świat dookoła przepadł,
miłość objawia wszystko,
że jesteś ty
Swoje oczy zamknij".
To nazywa się grób. Wszystkie działania zamykają się w grobie,
same z siebie wtrącają się do więzienia, i z upływem czasu
stają się w tym więzieniu larwami.
Konsystencja każdego działania
Natomiast ktoś, kto rozpoznaje Go i uznaje, kto mówi Mu:
"Ja jestem taki jaki jestem, ale Ty mnie akceptujesz, kochasz
mnie", przeżywa działania, które podejmuje, budząc się rano
(owszem nie wszystkie, bo nie jeszcze nie potrafi, ale coraz
więcej), nawet te najmniejsze, jako pozostające w służbie
czegoś większego, w służbie świata, ofiarując Bogu stronę
książki, którą czyta, ból głowy, który mu doskwiera, albo
płacz swojej matki, albo jakieś jej tajemnicze niezadowolenie.
"Ofiarować" to największe z istniejących słów, ponieważ
oznacza, że konsystencją działania jest On. Rodzi się
modlitwa, żeby On ukazał się wszystkim wewnątrz owego
działania. Jest to pasja dawania świadectwa, tak, że nasze ja,
słabe, ze wszystkimi robakami, jakie toczą je od wewnątrz,
otwiera się na pragnienie, aby cały świat Go poznał. Aby życie
wszystkich ludzi było mniej duszące, mniej egoistyczne, żeby
mniej było "nicością", mniej więzieniem, grobem, a bardziej
"życiem", żeby było lepsze. Jak wyraża to wiersz Ady Negri:
"Młodości moja, nie straciłam ciebie", pisze poetka w wieku
siedemdziesięciu lat, "pozostałaś w głębi istnienia. Tyś to,
choć inna jesteś, bez listowia i bez kwiatów, pozbawiona
oblicza, które miałaś onego czasu, który nie wróci, bez
pieśni, inna jesteś, piękniejsza; kochasz nie żądając, by być
kochaną. Każdy kwiatku, co rozkwitasz, każdy rodzący się
owocu, każda dziewczynko, która żyjesz, czyń dzięki Bogu".
Człowiek kocha kwiat nie dlatego, że może go zerwać, kocha
owoc, nie dlatego, że może go ugryźć: tu chodzi o coś, co zwie
się wspaniałomyślnością, darmowością (gratuità), bez której,
ktoś, obejmowany ramionami, przytulany, w gruncie rzeczy nie
jest przytulany, a dziecko obsypywane pocałunkami, nie jest
całowane.
Kiedyś odbywałem spacery drogą z jednej liguryjskiej
wioseczki do drugiej, leżącej opodal, a jako że na owej drodze
znajdowało się pewne charakterystyczne miejsce, stało się ono
ulubionym miejscem spotkań wielu zakochanych par z tamtej
okolicy. Ja przechodziłem tamtędy co wieczór, odmawiając kilka
Zdrowaś Maryjo, modląc się do Madonny o ich przyszłość.
Miejsce to było przepiękne. Tamtego wieczoru myśli moje były
trochę czarne, dręczył mnie smutek, którego nie mogłem się
pozbyć, w pewnym momencie pomyślałem: "Żadna z tych osób, nie
posiadając tego, co mnie zostało dane, któż wie dlaczego, nie
może widzieć rzeczy tak jak ja je widzę". W tamtym momencie,
zobaczyłem, nad morzem, pod przeczystym, pozbawionym księżyca,
niebem, rojącym się jedynie od gwiazd, most Drogi Mlecznej,
szlak Drogi Mlecznej jasny jak tęcza, na którą patrzą
wszystkie dzieci. Z pewnością żadna z par nie zauważyła tego
wspaniałego mostu nad morzem... Kto cię przyjmuje, Panie,
patrzy na rzeczy w inny sposób, traktuje je w inny sposób. I
rozumie, że stworzony został przez miłosierne Przeznaczenie,
ojcowskie, które stało się człowiekiem jak my i umarło dla
nas, aby stało się jasne, że natura całej rzeczywistości jest
dobra, i że nawet śmierć jest dla zwycięstwa życia. Życzę wam
więc tego, co Miłosz w książce Miguel Mañara wkłada w usta
zakonnego brata: "Moje serce jest radosne jak gniazdo, które
pamięta i jak ziemia, która, przykryta śniegiem, żywi
nadzieję, ponieważ wie, że wszystko jest tam, gdzie winno być
i zmierza ku temu, ku czemu powinno zmierzać, czyli do miejsca
znaczonego wiedzą, która, niech za to chwała będzie Niebu, nie
jest naszą wiedzą". Tą wiedzą jest ów Człowiek, który jest z
nami, jest nią Bóg, który stał się człowiekiem... Jesteśmy
razem, żeby pójść za Nim i w ten sposób nauczyć się kim
jesteśmy, a przede wszystkim czym jest nasze Przeznaczenie.
Tak, żeby dobroć wypaliła całe zło a śmierć każdego dnia
zwyciężana była przez życie. Oby dla nas stało się bardziej
jasne, że wszystko jest tam, gdzie powinno być i zmierza,
dokąd powinno zmierzać, czyli do miejsca znaczonego wiedzą,
która nie jest naszą wiedzą: to jest tak jak księżyc dla
Caliguli...
tłum. ks. Joachim Waloszek
|