W życiu natury istnieje pewna funkcja, która jest funkcją twórczą człowieczeństwa: jest nią geniusz. Geniusz jest charyzmatem wybitnie społecznym, znacznie bardziej od innych, i ludzie odnajdują siebie samych w jego twórczości bardziej niż wtedy, gdy sami usiłują wyrazić siebie. I tak oto odczuwamy np., że nasze smutki lepiej wyrażają rytmy Chopina, czy wersety Leopardiego, niż wyraziła by je nasza własna twórczość, gdybyśmy sami zabrali się za pisanie nut lub słów. Na przykład jesteśmy przygnębieni, ty i ja jesteśmy pogrążeni w melancholii. Włączamy płytę z Chopinem. Przychodzi trzeci przyjaciel, również przygnębiony i nuci smętną melodią przez siebie wymyśloną. Zaledwie zaczyna się muzyka Chopina, przyjaciel milknie, ponieważ Chopin wyraża nasz wspólny smutek o wiele bardziej od nuconej melodii.
Preludium deszczowe Chopina słyszałem dziesiątki razy, ponieważ bardzo podobało się mojemu ojcu. Mnie również. Z biegiem czasu gdy dorastałem - w wieku dziewięciu, dziesięciu lat... - zaczęło się podobać, ponieważ melodia na pierwszym planie łatwo wpada w ucho i jest bardzo przyjemna. W czasie pierwszego słuchania utworu narzuciła mi się sugestywność muzyki na pierwszym planie. Ale po dziesiątkach, dziesiątkach przesłuchań, pewnego razu, gdy siedziałem w salonie, mój ojciec znowu nastawił ten utwór: niespodziewanie pojąłem, że dotąd nie zrozumiałem niczego z tego, czym było Preludium deszczowe. W istocie, prawdziwym tematem utworu nie była muzyka z pierwszego planu, ta narzucająca się melodia, czuła i sugestywna. Słuchanie instynktowne nie pozwalało wniknąć w prawdę tego utworu: jego prawdziwym znaczeniem jest pewna rzecz pozornie monotonna, tak bardzo monotonna, że sprowadza się do jednej nuty, która powtarza się nieustannie, z małymi odmianami, od początku do końca. Lecz kiedy człowiek spostrzeże tę nutę, to tak jakby reszta zeszła poza margines, stała się jakby ramą obrazu: obraz cały utworzony jest z tej jednej nuty, która staje się jakby obsesją, a ludzkie <ja>, od początku do końca, jest jakby przeniknięte tym dominującym uczuciem. Tego dnia zrozumiałem, choć nie byłem w stanie tego wyrazić słowami, intuicyjnie uchwyciłem o co chodziło. Powiedziałem sobie: "Takie właśnie jest życie!". Kompozycja Chopina jest przepiękna, ponieważ jest symbolem życia.
W życiu człowieka zdarzają się rzeczy, które go wzruszają i wabią w sposób bardziej instynktowny, podobaj ą mu się, są przyjemne, miłe. W sumie dominuje instynktowność, to co bezpośrednie, łatwe, wstrząsające. Tymczasem życie usytuowane jest poza tą muzyką z pierwszego planu: jest nim jedna jedyna nuta od początku do końca, od dzieciństwa aż do starości. Jedna jedyna nuta! Gdy ktoś dostrzeże tę nutę, nigdy już jej nie zgubi, nie może jej zgubić: ona staje się jego obsesją, ale obsesją mędrca, człowieka rozumiejącego, inteligentnego. Oto obsesja, którą żyje człowiek: pragnienie szczęścia.
To jest ta nuta, która od początku do końca dominuje i decyduje o znaczeniu całego utworu Chopina, która decyduje od początku aż do końca czym jest życie człowieka: pragnieniem szczęścia. Jakakolwiek rzecz , która ci się podoba, pociąga, wabi, rozwesela cię na moment, ale za chwilę przemija. Jest jednak nuta, która pozostaje nietknięta, z pewnymi tylko delikatnymi zmianami, ale od początku aż do końca pozostaje nietknięta w swej głębi i w swej absolutnej prostocie, w swej jednoznaczności, dominuje w całym życiu: pragnienie szczęścia. To jest nuta życia, towarzyszy mi jako moja własna myśl: gdybym ją odrzucił, życie straciłoby swą godność. Fantazja kolorów i form, w których wyraża się życie, stałaby się koszykiem pełnym rupieci nieznanego pochodzenia, bez celu, bez znaczenia. Dla kogoś, kto tego nie rozumie, rzeczywistość staje się nędzna, czy to chodzi o rodzinę, czy o przyjaźń, towarzystwo, stan, państwo albo lud.
Wszyscy artyści, w jakimś swoim utworze, piękniejszym od innych, w genialny sposób komponują na nowo i powtarzają ową monotonię, która jest piękniejsza od jakiejkolwiek wariacji (zmiany). Jeśli ktoś, słuchając tego preludium, śledzi obsesyjnie tę nutę, to tak jakby oniemiał, bo jest poniekąd "zbyt przepełniony", do tego stopnia, że w jednym z ostatnich fragmentów utworu powtarzana nuta ustępuje, wydaje się, że zwyciężyła ją muzyka z pierwszego planu. Można by rzec: wreszcie jesteśmy u siebie! Wreszcie jesteśmy wolni! I w odzyskanej przestrzeni wolności słychać dwie, trzy, cztery nuty. Ale ledwie człowiek pomyślał: "jesteśmy wolni", kiedy powraca obsesja i kończy utwór. Można na krótki czas porzucić, zapomnieć pragnienie szczęścia, przeznaczenie do szczęścia, ale powróci jako konieczność, bez której człowiek nie może żyć: zaczyna i kończy krótki utwór naszego życia.
Trzeba, abyśmy tę nutę w nas samych rozpoznali, uznali, ponieważ ludzkie <ja> jest jak utwór muzyczny, skomponowany z tej nuty, utwór, którego tematem jest ta nuta, nawet jeśli większe wrażenie na człowieku robią inne, bardziej powierzchowne rzeczy: to co nam się od razu podoba, co nam przypada do gustu, natychmiastowy sukces, bezpośrednie wrażenie, reakcja, to co instynktowne. Owa nuta jednak nieustannie burzy to, co instynktowne i nie powala ci się zatrzymać, poddać, nie pozwala, żeby to co instynktowne w miłości, w pięknie, w smaku pracy, w sukcesie zawładnęło tobą, zamieniło cię w kamień. Przeciwnie, to właśnie ta nuta dominująca kruszy skały i wprawia w ruch całą rzeczywistość czasu i naszego życia, jak woda rzeki wprawia w ruch kamyki, jak morze porusza piaski. Stąd też wszystkie pytania, jakie człowiek może postawić, wszystkie oczekiwania jakimi żyje, znajduj ą ujście w tej nucie: w pragnieniu szczęścia.
Tłum. Maria Waloszek i ks. Joachim Waloszek
|