Ks. Luigi Giussani jest dla wielu mistrzem; dla innych jest twórcą i wytrwałym realizatorem
anachronicznej "drogi do chrześcijaństwa", chociaż jego urok oddziałuje przede wszystkim
na młodych. Ten człowiek jest prawdziwym znakiem sprzeciwu. W każdym razie nazwisko
don Luigi Giussaniego (urodzony w 1922 roku, ksiądz mediolański, założyciel w 1954 roku
GS, Gioventu Studentesca [Młodzież Studencka), a następnie w 1968 roku CL, Comunione e
Liberazione [Komunia i Wyzwolenie]) wejdzie może do przyszłej historii Kościoła. W jakiś
sposób jest kontrowersyjny: przyjdzie czas, aby to stwierdzić, wyjaśniając czy jego sposób
życia Ewangelią (i nakłonienie wielu do życia nią w ten sposób) był rzeczywiście sposobem
przyszłości, albo też był tylko czasowym regresem.
Spotkać go sam na sam nie jest łatwo. I to nie dlatego, że jest zamknięty w swojej wieży z
kości słoniowej albo dlatego, że całkowicie poświęcił się modlitwie, życiu
kontemplacyjnemu. Jest faktem, że z powodu naglących obowiązków jego ruchu, który ma
obecnie wymiary międzynarodowe, oraz pewnej, usprawiedliwionej nieufności do
dziennikarzy, don Giussani odrzuca niemal wszystkie prośby o wywiady. Wreszcie
znalazłem się z nim przy jednym stole. Mit, w tym przypadku, ma oblicze, jak ktoś określił:
"łagodnego ambrozjańskiego proboszcza". Gęba sympatyczna, humoralna. Ale dodawano, że
za tymi dobrodusznymi pozorami, dają znać o sobie "twardość i siła, które mogą napawać
strachem". Także głos ma osobliwy, zachrypnięty po dawnej chorobie.
Wśród pierwszych rzeczy, jakie mi powiedział, było przytoczenie (oczywiście zna je na
pamięć) fragmentu przemówienia, jakie Papież skierował do dziesięciu tysięcy profesorów i
studentów uniwersyteckich, członków ruchu Comunione e Liberazione, którzy jesienią 1984
roku zgromadzili się w auli watykańskiej. Słowa Jana Pawła II, które don Giussani mi
powtarza, brzmią: "Wasz sposób stawiania czoła problemom ludzkim jest bardzo podobny do
mojego; a nawet, powiedziałbym, jest ten sam". Gdy wymawia owo "jest ten sam", słychać,
że się cieszy: dla niego jest to potwierdzenie, iż trzydziestoletnia walka była prowadzona we
właściwym kierunku. (Temu samemu papieżowi zresztą zdarzył się lapsus, jeżeli był nim
rzeczywiście, który nie przeszedł niezauważony. Kiedy przyjmował grupę młodych z ruchu,
wymknęło mu się: "My ciellianie..." (tj. członkowie ruchu CL) To wyrażenie pozostało także
w tekście oficjalnym, drukowanym w "Osservatore Romano". Z niego zrodziły się, nie tylko
w świecie katolickim, kwestie i polemiki, ale było to któreś z kolei potwierdzenie sympatii
najwyższych sfer w Watykanie. Co zresztą potwierdził mi kardynał Joseph Ratzinger, który
także jeśli chodzi o Comunione e Liberazione - jak i inne ruchy: focolarini, charyzmatycy,
neokatechumeni itd. - mówił o "motywach wielkiej nadziei", o "pewnego rodzaju czasie
Zielonych świąt w Kościele, w którym doświadcza się zaraźliwej radości wiary").
- Don Giussani - zapytałem go natychmiast - jaka jest centralna idea, która stanowi motyw
pracy księdza?
- Jest to idea, a nawet doświadczenie jedności. Jedności przede wszystkim, jaka powinna
zachodzić w wierzącym między jego wiarą i jego życiem. Zresztą jest to myśl samego
Papieża: wiara powinna wcielać się w codzienność, we właściwe środowisko życiowe; wiara
więc powinna stać się kulturą, w szerszym znaczeniu.
- Ale jedność poszczególnego wierzącego powinna potem się rozszerzyć i połączyć wszystkich
wierzących między sobą.
- Jedność chrześcijan jest konkretnym znakiem obecności i działania Chrystusa. Dla
nawrócenia świata istnieje tylko ta droga: uczynić widzialną jedność między nami. Jest to
reguła duszpasterska wskazana przez samego Jezusa: "Proszę Cię, Ojcze, aby byli jedno,
żeby świat widział, żeś Ty mnie posłał".
Jedność jest dla niego komunią, która koniecznie przeobraża się w wyzwolenie (stąd nazwa
ruchu; "Nazwa, muszę panu to powiedzieć, która bardzo mi się podoba i to z wielu
powodów, teologicznych i eklezjologicznych. Ta nazwa bardzo mocno łączy się z pojęciem
Kościoła Soboru Watykańskiego II! A poza tym podoba mi się ze względu na perspektywę
społeczną, ze względu na jej aktualność." Tak samo wypowiedział się też Jan Paweł II już w
kilka miesięcy po swoim wyborze).
Dla potwierdzenia, w konkretnym doświadczeniu, "apologetycznej" skuteczności jedności
wśród chrześcijan, don Giussani wspomina przypadki przedsiębiorstw, fabryk, w których na
setki pracowników tylko trzech lub czterech było z CL:
- A więc wystarczyło, że nasi ludzie pokazali, iż są zjednoczeni między sobą, aby wywołać
najpierw zaskoczenie, potem sympatię i wreszcie, u wielu, pragnienie przyłączenia się do tej
małej grupy.
- Jaki typ ludzki uważa ksiądz za ideał?
- Nie ma wątpliwości: człowieka epoki cechującej się wyjątkową zgodnością codziennej
kultury z życiem, jaką było średniowiecze. Dla człowieka średniowiecznego rozum nie
oznaczał więzienia, które wykluczało wszelką nowość, wszelkie zdziwienie; dla niego
wolność nie była nieobecnością wszelkiej zależności, lecz zgodą na plan Boży w historii; dla
niego życie nie było czymś, co dotyczyło posiadania, lecz co dotyczyło istnienia. Był w
sumie dokładnym przeciwieństwem człowieka dzisiejszego, ofiary i więźnia dusznych,
bigoteryjnych, nieludzkich współczesnych ideologii laickich.
- Jeżeli średniowiecze jest dla księdza modelem, w który trzeba się wpatrywać, to czy nie są
usprawiedliwione oskarżenia o wstecznictwo; o "odnawianie starego"; rzucane tak często
przeciw księdzu i jego ruchowi?
- Bardzo niewiele jest w nas tęsknoty za przeszłością - odpowiada której nikt nie widział ani
nigdy nie zobaczy, za tylną strażą kolumny ludzkości posuwającej się w historii naprzód, nie
spieszymy się na razie ze wznoszeniem ostrokołów. Jesteśmy i chcemy być zawsze w
pierwszej linii, zawsze w awangardzie. Choćby rozpychając się łokciami, aby do niej dojść i
w niej być. Ten nasz głód przyszłości nie oznacza, że zapominamy o naszej chrześcijańskiej
historii: pojęcie pamięci należy do podstawowych w naszym ruchu.
"Pamięć", przede wszystkim, o wydarzeniu uzasadniającym wiarę: o tajemnicy śmierci i
zmartwychwstania Chrystusa. Ale także "pamięć" o dwudziestu wiekach wędrowania ludu
zrodzonego z tego wydarzenia. Stąd zainteresowanie historią chrześcijaństwa, studiowaniem
świętości, odkrywaniem korzeni. Stąd także naleganie na ciągłość chrześcijańskiej historii,
która zna pogłębienia, ale nie pęknięcia: poczucie się więc uczestnikami Kościoła, który nie
pojawił się w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku, razem z Soborem Watykańskim II.
Ten Sobór jest raczej widziany jako etap konsekwentnej drogi, organicznego rozwoju; stąd
odrzucenie przeciwstawiania Kościoła "posoborowego" Kościołowi "przedsoborowemu".
Ponieważ, według CL, przyjęcie tych terminów oznaczałoby także przyjęcie idei pęknięcia w
historii Kościoła, który tymczasem, bogaty całą swoją niezwykłą przeszłością, postępuje ku
Chrystusowi, który przychodzi.
(...) Powiada się, że sentyment Luigi Giussaniego i jego ludzi do papieża jest
odwzajemniony. Ale nie tylko, pragnę to ściśle wyrazić, przez obecnego następcę Piotra,
"papieża Polaka" jak, z pewnym zniecierpliwieniem, jeśli nie lekceważeniem, określa się go
także w pewnym kręgu klerykalnym. Giussani uznał za ważne wspomnieć mi o sympatii dla
niego i dla jego ruchu okazywanej także przez Pawła VI, "który teraz jest gloryfikowany
przez tych samych, którzy za jego życia krytykowali go, wyśmiewali go, zaprawiali goryczą
lata jego i tak już trudnego, dramatycznego pontyfikatu".
- Kardynał Benelli, który był sekretarzem stanu, zaprosił mnie pewnego razu na obiad i
oznajmił mi: "Gdyby Paweł VI żył jeszcze rok, wszystkie wasze problemy zostałyby
rozwiązane. W ostatnich czasach istotnie powtarzał mi: ŤPolecam eminencji ludzi z
Comunione e Liberazione, to jest słuszna drogať". Zresztą już w 1975 roku papież Montini
mi powtórzył: "ŤIdź tak dalejť. To była ta sama rada, jaką mi dał, gdy był arcybiskupem
Mediolanu: <.<Nie rozumiem dobrze księdza idei i księdza metod, ale widzę ich owoce.
Proszę kontynuować!ť"
- Don Giussani - mówię- czy nie jest to jednakże tajemnicą, że w hierarchii katolickiej wielu
was lubi, ale tyleż samo nie. Wiadomo, że niektórzy biskupi spoglądają na was ze
zniecierpliwieniem.
- My - opowiada - uczyniliśmy z posłuszeństwa wobec Magisterium Kościoła jeden z
niezbywalnych punktów. A Magisterium żyje także w biskupie, głowie Kościoła lokalnego.
Jesteśmy zawsze otwarci na włączenie się w plan duszpasterski diecezji; pod warunkiem, że
te plany doceniają wszystkie energie, jakie Duch święty wzbudza w Kościele. Biskup,
według nas, powinien rozbudzać, nie hamować energie. Jeżeli to konieczne, powinien
`przycinać drzewo, ale aby się wzmocniło, nie żeby umarło. Wierzymy we wspólnotę
kościelną, nie w biurokrację klerykalną.
(...)
- Don Giussani, pewnego razu, ktoś prosił księdza o modlitwę zamykającą się w dziesięciu
słowach; ksiądz zaproponował jedną: czy pamięta ją ksiądz jeszcze?
- Tak, na pewno, to jest rzeczywiście moja modlitwa i często ją powtarzam: "Aby Chrystus
objawił się, najbardziej jak to możliwe, w życiu świata".
|